piątek, 5 sierpnia 2011

Marcel i jego płyta

Chwilka wspomnienia...

Był czas, kiedy Dżastin i Editt szukały interlokutorów. Ogłoszenie upstrzone kwiatami i innymi takimi wypłynęło na szersze wody słupów przydrożnych i tam też zrobiło firorę.
Jednym z zainteresowanych okazał się mężczyzna - raz widziany, wielokroć potem wspominany.
Marcel...
Zapomnieć zaznaczyć płeć w ogłoszeniu i co się dzieje?

Pod blok zajeżdża mężczyzna...skóra, motocykl, kask...Przystaje, dzwoni...
domofon zdradza głos...no cóż - męski po prostu.
Buch - biegiem do okna - idzie...dalej w kasku
Taki brzydki, czy co?

A potem wszedł, pogadał i wyszedł.
Cóż, że sympatyczny - niestety samiec, stąd też biedronkowe podłogi nie dla niego.

Zdążył jednak wymienić kilka radosnych uwag na temat pogody, muzyki i innych takich, po czym zostawił płytę z muzyką, która potem nie jeden raz rozbrzmiewała w kuchni, kiedy po nocach, popijając Plusssza miltiwitaminowego, rozgryzałam kolejne strategie podboju wszechświata.

Marcel był u nas tylko raz, płyta jest do dziś.

Kolejne wspomnienie do koszyczka.

Brak komentarzy: