niedziela, 7 lutego 2010

piątek, 5 lutego 2010

Kradzież domofonu

I znów powstanie sterta policyjnego papieru, którego potem nikt nie czyta, nic się nie znajdzie, przestępstwo ujawnione nie stanie się wykrytym
Ukradli domofon. W sumie pewnie większość mieszkańców stwierdzi,że może to i nawet lepiej, skoro ciągle się psuł?
Pan dzielnicowy zebrał szybciutko ogólny wywiad.
Okazuje się,że kolejna grupka Panów, którzy z poświęceniem i pietyzmem "naprawiali" zbója, postanowiło sobie skorzystać na naprawie i pobrać odpowiednio opłatę w naturze.
Wieczór kabelki smutno zwisały z aparatu marznąc na wietrze.

Jakoś tak bez wniosków na dzisiaj. Chamstwo zwykłe,że nie szanuje się własności.
Ale polotu panom nie brakło, trzeba przyznać...

A policyjne kartoteki pęcznieją, pęcznieją...a drzewa padają...

czwartek, 4 lutego 2010

Co się zmieniło

Na dobrą sprawę, minęła bezpowrotnie połowa naszego etapu nauki...bliżej nam już, niż dalej...
I tak drepcząc ulicami można zauważy parę zmian,na lepsze,na gorsze itd.
Piękny dzień, nastraja do nauki, tymczasem:

- zamknięto sklep z duperelkami za grosze, który stał między dwoma "ciucholandami"
- zamknięto lokal pobliskiego szewca
- zmarł pan prowadzący popularne ksero
- w burdelu mieszczącym się niedaleko nie odmalowano ścian, nad wejściem dalej to samo koślawe serduszko,ale...wstawiono czerwony dywan...
- naprawiono naruszone ogrodzenie w pobliskim skwerku,tak,że już nie ma sobie gdzie posiedzieć w wysokich zielonych trawach myśląc o niebieskich migdałkach
- wydłużono jeden z bloków naprzeciwko, tak,że teraz mamy jeszcze bardziej ograniczone horyzonty,że tak to ujmę...

ot. się pozmianiało...kilka prostych rzeczy,ale tak jakoś do nich się przywykło i w sumie, szkoda...
(nie licząc wspomnianego dywanu, który najzwyczajniej w świecie wystaje ordynarnie na chodnik ;])
...są też jednak jeszcze inne zmiany - około połowa indeksu jest już pełna ślicznych zaliczeń :)
optymizm hula w głowach w najlepsze...hmmm... no to najwyższa już pora przesunąć okienko kalendarza o 1/3 w kierunku jutra...

środa, 3 lutego 2010

W zimie maj

3 luty... wypadan znaleźć jakieś skrawki papieru, które nadają się na kalendarz ścienny. Zeszłoroczny Hortexowy bardzo przypadł nam do gustu - kolorowy, praktyczny, daje radość w postaci możliwości przesuwania czerwonego okienka wprost ku końcowi sesji. Zdarza się nam o 12.00 przesuwać okienko na połowę odległości do nowego dnia, bo wiadomo - tempus fugit, a czas ucieka i trzeba się uczyć ;P

Nie znalazłyśmy żadnego nowego kalendarza godnego naszej uwagi, więc - sprytnie kolekcjonując wydarte karty kalendarza z zeszłego roku, teraz szukamy odpowiednich stron i stosownie doczepiamy zszywaczem do starej podkładki :)

I tak oto w styczniu miałyśmy maj, obecnie króluje czerwiec (z cudownym zeszłorocznym zapiskem : "ivamos a casa!". Teraz to akurat wypadnie już po powrocie na semestr drugi, ale miło będzie powspomiać.

W marcu, jak zerkano, czerwiec pozostanie (cudo ;]) a dalej się zobaczy,

Co do kalendarza z pretensjonalnymi panami w kuchni - lutowy dorobił się słodkiego bikini...sam się prosił.

Wiadomość ze wczoraj: dzień świstaka zakończony sukcesem, Phil zobaczył swój cień...Szczerze powiedziawszy, ciekawe, co oni zrobią, jak im ten Phil zdechnie ;]

Prognoza jednak mamy nadzieję aktualna: za 6tyg koniec zimy! Juhuuuu!!

wtorek, 2 lutego 2010

Usychająca choinka

Panel naprzeciwko niemal się nie zmiana - ot, zaśnieży ich, wiatr zerwie im czasem jakiś kabel, który dynda potem swobodnie tygodniami między och oknami.
Wózek hipermarketowy już nie ozdabia balkonu Spluwaczy, brak też desek biało - czerwonej barwy z jakiejś blokady, barykady, czy jakiego innego pierona.

Teraz nadeszła pora na wystawienie przez Blondi - rodzinę (chociaż męża akurat ma łysego...ale może akurat blondyna?) post bożonarodzeniowego drzewka. Śliczna, żywa choina. Szkoda jej jednak, bo to niestety, żeby jeszcze z korzeniami porządnie je wycinali, ale nie. Mimo zabiegów, drzewko schnie wytrwale.
Śliczne gałązki nabierają pomarańczowego odcieniu. Tak...trupa w mieszkaniu trzymać nie chcą, bo igiełki gubi.

Na razie stoi to biedactwo na widoku i marznie, powiewa sobie jakoś markotnie..
Śniegu na nią troszkę opada...
I po co to było ciąć?

poniedziałek, 1 lutego 2010

Literatura

No proszę...najbliższy niż nazywa się Miriam...póki co jeszcze nic, ale... (dop. z 3.02 - śnieg gęstnieje nam za oknem, wiatr się wzmaga...paskudztwo ta Miriam...ten Miriam? ...ni pies, ni wydra...dokładnie tak jak bohater(la?!) popularnego reality-show...ohyda ;/)

Tymczasem umilamy sobie czas nauką ;]

Murz ma swoje zabawki - literatura hiszpańska, Monik nieco mniej wyrafinowanie - skrypty z internetu...Editt głęboko pogrążona w romansidłach, choć na dobrą sprawę większość dnia spędza wśród gromadki dzieciaków.
reszta mieści się w granicy błędu statystycznego, stąd nie warto o niej wspominać.


(Tymek (Drugi)...Ukraiński świstak daje znać,że wiosna ma przyjść wcześnie, synoptycy mówią coś zupełnie innego....a biedne zwierzątko dalej swoje.)

Kiedyż och kiedyż nadejdą znów owe świetliste chwile, gdy będzie można znów zaczać czytać nie to co "trzeba", a to co się "chce"...
chwilowo zaś dobry brakuje. no cóż. przynajmniej w dupki ciepło w tych swoich czterech ścianach ^_^