wtorek, 24 lutego 2009

Amciu

kącik kulinarny część przed Wielkim Postem...
i niech mi Mamusia powie, że ja źle jadam! oczywiście...powie zapewne, że nic nie jem i jakoś tak...chudo wyglądam...


ale oto śniadanko: pożywne jajeczko rozpłaszczone na plasterkach mielonki Tyrolskiej, ta usłana na puchowym serku białym, wszystko umaziane ukochanym keczupikiem. do tego herbatka z kubeczka z Krowo-świnką. Urocze, prawda?



słodko...i na koniec kolacyjka...literki ułożone zaś z makaronu :-D

i tak oto nie przymieram głodem Mamusiu ^-^

poniedziałek, 23 lutego 2009

Pan Luty

Szczyt fantazji....położyć się w kałuży, włożyć piórko w d*** i udawać żaglówkę...ot co.

gwiazdek miesiąca na najbliższych 28 dni.

piątek, 20 lutego 2009

Święto szczególne, szczególnej oprawy wymagające

Zaczęło się od niewinnego hasła w krzyżówce...bo czymże jest piołunówka? Niczymże innym, jak tylko absyntem.
I posypały się pomysły ( Monika! więcej Cię z Moniką nie zostawimy! Na odwrót też nie!)
...a plan na najbliższe miesiące wygląda dzięki temu następująco:
Zaopatrzyć się w:
- spirytus
- świeży anyż
- koper włoski
- piołun
- hyzop
- melisę lekarską
- dzięgiel
- liście tataraku
- liście dyptamu
- kolendrę
- jałowiec
- przetacznik
- odrobinę muszkatałowca
- inne super zioła

Sesję letnią oblewać będziemy absyntem!

...a jak się potrujemy, to nigdy później nie przydarzy się już zapewne lepsza okazja, by radośnie wspominać własną młodzieńczą fantazję i wiarę w powodzenie ryzykownego eksperymentu ;]

czwartek, 19 lutego 2009

Radek, Radek, Radek...

...ubrać to się niekoniecznie potrafi. nasze kontakty szerokie trzeba było jednak znów poszerzyć, więc wysłannika swojego wrzuciłyśmy na...aaa tam bedziemy wiele mówić: II Nieoficjalny Szczyt NATO w Krakowie.
wiele by mówić o tym, jakie to my upolitycznione (ta, jasne...) jakie światowe.
z perspektywy kobiety patrząc: burżujska zabawa, która faktycznie niewiele wnosi, a dobrze wygląda. a niech by wyglądała- faktycznie manifestacje anarchistyczne robiły zdecydowanie lepsze wrażenie, były na swój sposób bardziej efektowne ( ale równie jak NATOwska brać efektywne...).
Whatever.
Poselstwo z mieszkania- spotkać Radka..no dobrz,e pobieżyłam więc na ów szczyt, i jako, że trafiła mi się fucha w drzwiach praktycznie, nie było trudno zobaczyć go z bliska. może nawet zbyt bliska, bo niestety, albo ja za tymi szalonymi nowymi trendami nie nadążam, albo Radek S. ( zwany dalej, Radkiem) jest tak szybki jak myśl sowiecka ( w kręgach NATO...?) i nikt nie nadąża za nim. Urocza scenka, gdy podczas przemówień wstępnych przemawiając na forum swobodnie przerabiał nogami, które - owszem, zgodnie z dobrym polskim zwyczajem pokryte długimi czarnymi skarpetkami, ponad którymi wznosiły się strzeliste spodnie. ki czort podszepnął jednak Radkowi, by nogawki spodni zaczynały się powyżej kostki ( i to w pozycji stojącej!!)...nie mam pojęcia. podobni taka moda. dziwne, że tylko Ten jeden człowiek pozwolił sobie na taką - bądź co bądź ekstrawagancję...wyglądał po prostu śmiesznie. szukałyśmy wytłuimaczenia długo - w złośliwych, co to podcięli nogawki, w pralniach kurczących garnitury, ale wszystko to było mało prawdopodobne w obliczu założenia z premedytacją takich właśnie galotków...
tego samego dnia w jednym serwisie informacyjnym pojawił sie wiadomość o tym, jak to wysłał Radek ów wiadomość do wszystkich z ministerstwa swego, w sprawie stosowności ich strojów, makijaży, itd. itd...
z całym szacunkiem dla godności Pana S., mota się w zeznaniach...ale o polityce nie mówmy...po co przynosić pracę do kropkowanego domku?

wtorek, 17 lutego 2009

Światowy dzień Cota


...bo Coty to po dachach biegają, jak wszystkim wtajemniczonym wiadomo.
a my kotki lubimy, od czarnych nie stronimy i z okazji ich dnia ( a jak kociarzom i kociarom wiadomo- dzień cota jest codzień) - mała wystawa tego, co zielonookie, złośliwe, uroczke, kochane, radosne, mruczące, leniwe, słodkie, nieprzewidywalne, jedyne w swoim rodzaju a przede wszystkim - NASZE!
a tak w ogóle...niegłupi pomysł - każdy kot z osobna powinien stanowić własną, jedyną jednostkę podgatunkową np: Felis silvestris catus Skarpetus, czy Felis silvestris catus Chaosus. a oto wymienieni przedstawiciele całości Ichmości Kotowatości:

Skarpetus...hmmm...zdjęcie utracono ;(

Chaosus:

niedziela, 15 lutego 2009

Odpoczynek przed duże O- De- Pe...

..czyli Odejdźcie, Dajcie Pospać!! bo mam ferie tzn. spokój permanentny!!

I nic się nie dzieje...wiater jak wiał tak wieje, chmury na przemian z dyszczem i śniegiem ganiają pod sufitem, a nam jest wszystko jedno...jest nam tak zupełnie obojętne, co będzie dalej, że aż miło ;]

wszystko zdane, można poleżeć odwłokiem od góry i myśleć o czymkolwiek.

cudowny stan nieważkości, która, chociaż może okazać się dla innych nudą, jest doprawdy stanem wymarzonym, wyczekiwanym i ukochanym...

szkoda tylko, że trzeba odliczać niecierpliwie, bo to zaraz znów zacznie się karuzela kolorowa ( i tylko któryś złośliwiec zawsze się znajdzie, co będzie podkręcał prędkośc owej zabawki, tak, żeby pasażerowie pokazali pozostałym, co to na obiad jedli...ale nie my, my się nie damy...) ...tylko odpoczniemy chwilkę jeszcze...

nie nie - jeszcze momencik dłużej... ^^

innymi słowy - Biedronki w ulubionym swoim towarzystwie grzeją kropeczki.

poniedziałek, 9 lutego 2009

Ile jeszcze we mnie wiary...

bo my walczymy do konca i sesje pokonamy :-)
a tak w ogole o chyba sie udalo juz to zrobic!
ale jeszcze wpis,
jeszcze jeden bieg na uczelnie i z powrotem
jeszcze jedna kolejna do dziekanatu
jeszcze jedno ogłoszenie o tym, że akurat kogoś nie ma
kilka przemielonych pod nosem złów ( złych słów)
i już będzie można...
ale jeszcze nie, jeszcze kilka autografów
jeszcze ostatnie z niedowierzaniem spojrzenie na listę,
na której 90% słów to "nzal"
i ten jeden magiczny wers z tym jednym, jedynym, bliskim sercu numerem indeksu,
który się nie poddał i ma to zal...
...we're the best, of the best, of the... of the Biedronkowo
^_^

niedziela, 8 lutego 2009

Dlaczego Moniki nie zostawia się samej...

...bo jej smutno będzie?
niekoniecznie...chyba dlatego, że za dobrze potrafi sobie zorganizować zajęcia i zapewnić do tego odrobinę sympatycznej zabawy.
a jeśli dać jej do dyspozycji jednego niczego nie świadomego Mężczyznę, kataklizm gotowy.

a zaczęło się maleńką nieszczelnością w okienku. Monik miał dzień do południa wolny, więc spacerował, coś doczytywał, popijał. Jak to Monik.
A Pan Editowy jak to Mężczyzna - zabrał się za małe męskie robótki ręczne, czyli uzupełnianie watą szpary w okienku łazienkowym, co by po plecach nie wiało :-)

Stan faktyczny - normalny.

Ileż musiało się zmienić i jakież impulsy nerwowe zaczęły biegać po główkach Dżastiny i Edittki, gdy pośrodku zajęć dostały wiadomość mniej więcej następującej treści:
"jest problem. jak będziesz wracać kup ceratę. pękło kolanko, kąpiemy się u kaktusów, zalaliśmy sąsiada na dole. wracaj szybko!"

czyli generalnie majsterkowanie się nie udało.
przeczyszczanie syfonu dało efekt uboczny, a okienko wypadło.

skala prawdopodobieństwa- duża.
i tylko dobrze, że ceraty nikt dobry nie chciał kupić, bo o ile tego typu smsa wysłać to koszt około 1/5 złotego polskiego, to jednak widok TEJ TWARZY, która lekko przerażona natychmiast lustruje sytuację - bezcenny i godny bury, jaka potem czekała za rogiem kuchni.

Ehhh...i dlatego Monika się nie zostawia samego z nikim, bo miewa takie pomysły i nakłania do złego bogu ducha winnych innych.
kuniec.

sobota, 7 lutego 2009

Dzień jak codzień

bo u nas fajnie jest...mamy kolorowe ściany w mieszkaniu plamy na dywanach, które jak tatuaże praktycznie stały się elementem wystroju ( a także miernikami brudu - gdy ich nie widać, - jest źle)...
dodatkowo wszystko działa bardzo dobrze, bo oczywiście mamy dyżury, a nie zrywy niepodległościowe w sprawie sprzątania całości mieszkanka..
poza tym lista zakupów, na której zmieniamy się kolejno, jak numerki w totolotku ( ostatecznie wygrana jednak padnie na Ciebie ;])

wszystko działa jak w niezłym zegareczku.

ehh, jakby tak ktoś czasem popatrzył na nas...sobotnie przedpołudnie i uwijanie się przy mieszkanku- serce rośnie, jakie to Kobitki robotne! tia...ale niech sobie wybiją z głowy pomysły na zrobienie z nas gospodyń domowych Ci, którzy kiedykolwiek spróbowali o nas pomyśleć inaczej, jak o kobietach świadomych swych praw, ambitnych i niezależnych. Przykro nam panowie- wiek XXI to czas, kiedy większość audycji telewizyjno- gastronomicznych prowadzą przedstawiciele gatunku XY. My jako mocniejsze genetycznie mamy o wiele ważniejsze rzeczy najczęściej do zrobienia, niż gotowanie najukochańszym na świecie Stworzeniom papu codziennego, co by przypadkiem na wadze owo Stworzenie nie straciło.
Owe Ukochane Stworzenia obdarowane są równie chwytnymi rączkami i zmysłem kulinarnym - bo to jak się lubi zjeść, to i się potrafi czasem coś upichcić.
Zatem złota myśl na dziś i po wsze czasy - gotowanie, Kochanie, to nie tylko me zadanie.
i analogicznie ze sprzątaniem, wynoszeniem śmieci, praniem, myciem okien, samochodu itd.
Na kogokolwiek w przyszłości padnie ten zaszczyt bycia obdarowanym naszymi względami może zacząć od uświadomienia sobie celów kobiety współczesnej.

Gdzież te piękne czasy, gdy kobiety potrafiły zaspokoić swą ciekawość świata jednorazowym wyprowadzeniem jej na spacer, czy byle romansidłem. Gdzie te długie zimy, gdy przy wrzecionkach snuła taka kobiecina nitki dzień i noc całą. Gdzie te czasy?
No przykra sprawa panowie...

piątek, 6 lutego 2009

bo każdy w czymś jest mistrzem ^_^

first rule of fight club is... na tym mieszkaniu to Edyta rozwiesza pranie
the second rule of fight club is... to EDYTA rozwiesza pranie...

to jedna z pierwszych rzeczy, jakiej dowiaduje się kandydat na to mieszkanie.
to odpręża, relaksuje...tak...już raz się zdarzyło niepowołanemu Monikowi pranie rozwiesić - skończyło się na ściąganiu go z wieszaków i rozwieszaniu artystycznemu ponownie przez Edith :)

poza tym cóż.. Monik zasmakował w nalewaniu płynu i proszku do praleczki, zaś Justin nie ma sobie równych w ścieleniu łóżka.

Marzenek - sprzątanie na błysk urządzeń sanitarnych (zawsze fascynuje mnie ten błysk kranu po przetarciu- normalnie, mejkapa można doń robić z dokładnością do milimetra.

wiele takich rzeczy by się znalazło, ale tak w dniu codziennym czasem trudno zauważyć, a co dopiero docenić, że są rzeczy z jednej strony oczywiste i proste, ale które też można doprowadzić do perfekcji.
pochwalić za najprostszą w świecie rzecz - nietrudno, a ile przyjemności tym można sprawić - najzwyczajniej w świecie doceniając.

Wolne refleksje nad biedronkami

czyli dlaczego możemy być wymarzonym blogiem gejów, o czym biedronki w trawach piszczą i gdzie jeszcze się ukrywają?
krótka piłka...pan biedroń - aż dziwne, że nie zajął przed nami adresu bloga. cóż... najsympatyczniejsza w tym miejscu byłaby zapewne jego urocza jak dla niektórych twarz i reklama wyskrobana na zębach. po co jednak?
nie gejówka, tylko spokojne miejsce dla kobiet.
nie nie- w drugą stronę prosimy nie przeginać. porządek moralny zachowwany, bo i goście u nas płci obojga często się zdarzają ( a zwykle to właśnie mężczyźni płci przeciwnej- jak by to Herr Flick von Gestapo rzekł).
Biedronkowo...Biedrońkowo...nie, nie nie!!
to tylko Dżastin, co to przypadkiem gdzieś przebiegła pomiędzy kolorowymi flagami najzupełniejszym przypadkiem. Poza tym, żadnych Biedroniek, ani niczego takiego.
fuj, fe, akysz.
jak to wyczytałam swego czasu w pewnych notatkach z wykładu, nie można zawierać ważnych w świetle prawa związków z osobnikami "nie używających dostatecznie rozumu", a niestety za takich uważam osobiście przedstawicieli ruchów wielokolorowych. i znów wyszło politycznie, ale co z tego - podpisuję się pod tym własnymi kończynami. Ksenofobia? nie sądzę. Konserwatyzm? tak, zdrowy, jak najbardziej. Dobry, bo polski.

Hmmm...podsumowanie..?
o mam. wspomnień czar:

dialog na lekcji religii:
Xiądz. - ja jestem tolerancyjny, tylko nie w taki sposób, jak inni chcieli by mnie widzieć.
ygrekov. - Hitler też tak o sobie mówił.

czwartek, 5 lutego 2009

Kwiatki z sesji...

Krótko i na temat- cisza na mieszkaniu i słychać tylko szum kartek, na których spisano przez cały semestr "mondrości" narodów.
Ciszę raz po raz przerywa chichot, przeradzający się śmiech, a jeśli jest to wieczór- to następuje mini-paranoja.
Whatever!
Kwiatki i ciekawostki z naszych notatek:

- Kultura obszaru językowego - Onufry prosił Boga, żeby dał mu płeć, jednak nie został wysłuchany (wstawka pomiędzy sztuką chrześcijańską dot. ikon i fresków...)
- w Wenecji na 200.000 mieszkańców przypadało 12.000 zawodowych prostytutek
- Tycjan zapoczątkował sztukę pornograficzną
- Transformacje polityczne w XX w. w Europie - żołnierze mieli zdobyć siedzibę z zamkniętymi parlamentarzystami. Jelcyn i Korzakow przekonywali żołnierzy - bo nie byli do końca przekonani.
- Robert Cialdini - "Czasami od myślenia odstrasza nas nie związany z nim wysiłek, lecz wnioski, do jakich moglibyśmy dojść, gdybyśmy się oddali tej czynności"
- "Resocjalizacja", Ciosek Mieczysław: "wyróżnia się trzy rodzaje dolegliwości kary kryminalnej. Jedną z nich jest dolegliwość fizyczna wyraźna, np. w przypadku kary śmierci" ( bo niewątpliwie dolegliwością jest....)

środa, 4 lutego 2009

Panel naprzeciwko

Świadome swych praw

czyli dlaczego warto pisać zażalenia. Kolejny przypadek konsumpcyjny ( tak Mamo, jadam obiadki...), rodem jeszcze z sylwestrowej nocki.
Glutek radośnie zwisał z kartonu soku, kiedy zapadła decyzja- reklamacja.
Tak jak pani uczyła, słówko po słówku naskrobano liścik i wysłano pod hortexowski adres. A niech mają i nie udają takich super ;]
Naturalnie- kto, co, dlaczego i jak imć glut wyglądał.
Minął tydzień. Do drzwi zapukał pan torbiarz z listem...niczego nieświadomi pokwitowaliśmy odbiór i dowiedzieliśmy się, cóż to za cudo pływało sobie w soku, jaki odkryliśmy.
"znaleziony przez Panią w napoju Costa przedmiot to pleśń (no coś Ty ...;]), której rozwók w opakowaniu nastąpił najprawdopodobniej z powodu...wnikanie powietrze...powstanie pleśni...zachowanie najwyższych standardów higieny...certyfikowany zintegrowany system zarządzania: jakością ISO 9001, ochroną środowiska (biedronków też?) ISO 14001, BHP i HACCP, proces produkcyjny..." czyli ogólny bełkot tłumaczeń i przeprosin.
Końcóweczka jednak obiecująca: proszę skontaktować się ze mną pod nr... w celu przekazania próbki wyrobów... ahaa...
szybki telefon, kolejne solenne przeprosiny (jest OK!)
w przeciągu tygodnia skontaktuje sie z Panią przedstawiciel handlowy. spox. czekam...
i faktycznie- nie mija tydzien, jest telefon - no bosko. Przeprosin część trzecia. Finalizacja tełoretycznie w poniedziałek.
Dobrze więc...czekałyśmy...czekały...

Telefon od Pana Hortexa - chorym był, ale jak Pani dalej chętna, to ja się zjawię...kiedy?
Jutro 8.00 rano? ( Panie, zgłupłeś!? środek nocy...)
9.00
scena pod Carrefourem. Wysoki, zarośnięty z firmowym uśmiechem nr 4, mężczyzna cieszymiche. Ok. Co Pan masz mi do zaoferowania?
Trofeum.
2x sok pomarańczowy Hortex 1l
1x kalendarz Hortex (duży kolorowy- ładny)
i 1x mega wypaśna, podtuningowana, biodegradowana, hydroodporna, dwuuchowa, zielona torba na zakupy...zgadnijcie z czyim logiem...
+ podkładka na jej dno ;]

wniosek...hmmm, jak to Pan powiedział na odchodnym "następnym razem proszę wybierać inne soki"...Ciekawe, czy dotarło do niego, co faktycznie mu się chlapnęło?
Jednakże nie da się ukryć, że satysfakcja z realizacji swego konsumenckiego prawa jest.
Bo należy się nam jak psu buda rekompensata za straty moralne, jakich doznaliśmy za pośrednictwą rozkosznego gluciątka.

wtorek, 3 lutego 2009

Elementy transcendencji...

pasterzów co kradli pod borem woły...

ksiądz tegoroczny...

okres okołobożonarodzeniowy to wyjątkowo fajna sprawa- wiadomo, pierniki, jedzonko, żarcie potem zwożone, balkon pełen jedzonka, które troskliwe Mamusie nam ładują zamiast ubrań, etc. etc
ale są też kolędy, które słodko się przekręcają w czasie nucenia przy sprzątaniu - i tak histem numer jeden jest bezsprzecznie stare, dobre, góralskie " pastrzerzów co kraaaadli pod borem woły!"... i jak tu się nie smiać do siebie, kiedy w kościółku przysypiając na pasterce cały kościół o tym śpiewa? :-)

poza tym i w tym roku akcja - księdzobrania przeprowadzona.

jak to na partyzancko- studenckie warunki przystało- krzyżyk po bierzmowaniu, dwie świece zapachowe w kieliszki włożone i wypożyczone zakrzywione kropidło od Ministrantów ( łoj, a ministrantami, to oni chyba już dłuuuugie lata- tacy dużi, - eh ta młodzież teraz tak szybko dorasta...)

wszedł, wyszedł i w sumie możnaby rzec tyle,ale nie.
zostawił nieco karteczek i założył nam - jak to teraz na pożądną, medialną i w ogóle i w szczególe firmę "stałych usług". wprawdzie nie zbiera się na to żadnych punktów i nie wymienia na nagrody, ale Ksiądz-karta jest i tak oto pod naszym numerkiem mieszkania w parafialnej skrzynce będzie karteluszek z podpisem "mieszkanie studenckie".
Ksiądz młody, mabitny, chce rozruszać duszpasterstwo i już uprzedził przed korespondencją, jakiej możemy sie spodziewać...poczekamy, zobaczymy,
tymczasem gasimy świeczki i zakładamy z powrotem kalendarz z półnagimi panami na ścianie, bo ileż można się oszukiwać ;]

Tajemnica Carrefoura odkryta!!!

Poranek...kawa...i jasność umysłu przebijająca ściany.
Najprostsze rzeczy docierają do nas po czasie, a wyobraźnia przestrzenna leżąca odłogiem długie tygodnie potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanej chwili.
I tak też się stało- ni z gruszki, ni z pietruszki, sącząc ulubione czarne zuotko naszła mnie niepokojąca myśl...a jeśli...

TAK!
Oczywiście!
Wszystko stało się jasne!

Na stojącym przede mną soku lidera konsumpcjonizmu współczesności odkryłam coś, czego od dawna nie rozumiałam.
Podzieliłam się ze współkawoszką- zdumienie, niezrozumienie i nagła oczywistość!
Ależ tak!!!

Przecudaczny znak jakim sygnowano wiele produktów tej mark okazał się w zwym skomplikowaniu być prostą literką "C" wpisaną w kwadrat ( naturalnie jako kobiety wcześniej zdazyłyśmy dobudować ideologię do uprzedniego stanu wiedzy, łączącej idealistyczne wyobrażenie ślimaczków z alegorią ciągłości i metaforą otwartości ( oczywiście, jak to bywa w przypadku produktów handlowych, jakoś dziwnie żadne skojarzenie nie wiązało się z okazjonalnością, czy taniością...hmmm...).

W euforii porannego odkrycia cieszyłyśmy się faktem, iż należymy to ielicznej rzeczy tych, którzy znają prawdę. Postanowiłyśmy nieegoistycznie podzielić sie odkryciem z naszą Drogą Edytką...

I nagle wszystko upadło.

-no...no "C" widzę i co?

=|
chyba zacznę wierzyć w spiskową teorię dziejów...

niedziela, 1 lutego 2009

Kaktusy

Sąsiedzi część kolejna - Kaktusy :)


Kaktusinki to miłe małżeństwo, dziecko i pies Kaktusów.

czemuż Kaktusy?

ponieważ rok wstecz na ich cudownym parkourowym tarasie istniały zasieki w postaci licznych maleńkich doniczek obsadzonymi iglastymi kaktusinkami.
cudniaszczo
Pani kaktus jest zgrabną kobitką, która widocznie dosc zazdrosna o męża baaardzo długo nie odpowiadała na żadne zaczepki z naszej strony pt. "dzien dobry", gdy mijaliśmy się na korytarzu

cóż, ma prawo, w końcu jest już dużą dziewczynką i może decydować o tym komu i czy odpowie...

ale to przeszłość :)

zmieniło się to w tym samym momencie, w którym ostatecznie z obserwacji jasno zaczęło wynikać, że Kaktusowie nie są rodzeństwem ( jak wpierw przypusczano), ale czymś na kształt małżeństwa.
przesłanka?
Pani kaktusowej zrobił się bąbelek na brzuchu, z którego po niecałym roku wyskoczył mały Bąbelek zwany Kaktusiątkiem

ot i tak oto, od kiedy Pani Kaktusowa już niemal pewna swego utwierdziła swój związek zaczęła, jako szczęśliwa mama swojej córki ( bo i dziecko jakoś rosło, rosło, różowiało na twarzy i na ubraniu, więc chyba dziewuszka...) zaczęła się witać z nami w przejściach

tak...co zaś do Pana Kaktusa - miły, młody Pan, lubiący kolorowe eleganckie koszule i wyprowadzanie swojego czarnego, kudłatego psa na spacery na lokalny, khem...skwerek? może duże słowo, ale wiaodmo, jak to w Krakowie problem ze zwierzętami hodowlanymi większymi od kota...
Pan wygląda na około 30 wiosen i przypomina nieco tych wszystkich lansujących się menadżerów muzycznych - ta bródka, ten uśmiech, ta otwartość na ludzi...

dobry sąsiad :-)

zdarzyło się odebrać pocztę jemu należną i w ten oto niesamowity sposób poznałyśmy jego godność...
Tomaszszsz...

nijak to imię ma się do niego, ale cóż.
Kaktus to Kaktus.

stać w martwym miejscu

...czyli w martwym punkcie i nie ruszać się zmiejsca jednocześnie.
jest to powszechnie panujący stan w czasie przygotowywania się do egzaminów sesjowych, zatem cóż począć...
stanąć w martwym miejscu i zastanawiać się, jak to pchnąć - w którąkolwiek stronę - w przód, tył - cokolwiek. w końcu tylko bezruch wyklucza rozwój, a każda zmiana jest zmianą na lepsze...
taaak.
szczególnie tak, gdy w indekscie znajdzie się kolejna paćka zwana podpisem profesorskim, której towarzyszy dowolna liczba naturalna z zakresu (3,4,5).
Miauuuu!!
Jakby się mobilizować tutaj...pomysły?
Koncentracja!
Tak!
Plussssz - po pierwsze.
Odrobina rozrywki - po drugie.
a im bliżej będzie sesji, tym bardziej desperackie pomysły zaczna się pojawiać:
łoże fakirskie!
hipnoza! ( na żółtej ścianie rozpaprałyśmy muchę - tworzy ona urokliwy czarny punkt, skupiający wokół siebie nasze spojrzenia i myśli...stajemy się harmonią...jednoczymy się z muchą... ;] )
nauka zwisając głową w dół!
nauka na balkonie w śniegu i mrozie!
nauka w wannie, pod prysznicem, pod stołem, na lodówce...w mikrofali, w kubku, koło kosza na śmieci, w śmieciarce...
gdziekolwiek i kiedykolwiek byle zadziałało!

w chwilach ostatecznych przypomina się ciekawy pomysł na nagranie, jakiego słuchają ludzie prze mp3 -ki wszechobecne: "wdech, wydech, wdech, wydech...".
Niegłupie...

Kalendarzyk Czterech Kobiet


następuje chwila zaskoczenia, bo żadnych kropek w kolorze karminu to nie będzie, ale będą inne sliczności kolorowe, które to symbolizować będą po wsze czasy ( czyli póki ktoś nie usunie Biedronkowa) to, jakie my dzielne, odważne i inteligentne.

jak wiadomo- studia to kombinatoryka stosowana, tak też grunt to jak najlepiej rozplanować sobie całość sesji, by następnie po niedospaniu kilku nocy wyjść cało z opresji i przygotowywać się na kolejna próbę nerwów.

nie śpią, nie jedzą...( jem Mamo, jem!!!- dop. Monik) i znów nie śpią, w międzyczasie wcierając sobie wiedzę w skórę, - bo przez aparat oczy-mózg, już nic nie wsiąka. i tak do ostatecznego zycięstwa.
(i kolejna sesja przy Comie... ^_^ - dop. Monik)
i te wspaniałe noce pod stosami papieru porozkładanego na stole kuchannym, na podłodze wzdłuż i wszech oraz dźwięk pochrapywania szczęśliwców, którzy akurat jutro rano egzaminu nie mają...

a oto maleńki schemat obrazujący to, kto kiedy się nie wyśpi na przełomie stycznia i lutego Anno Domini Sesjoni 2009 - w powalającej grafice naturalnie - klękajcie narody ;] między egzaminami nie mamy jednak czasu na piękniejsze tego spreparowanie!)

Agresywni Akustycznie

...godzina 23.xx - generalnie późnawo
stan osobowy na mieszkaniu- sztuk 4 ( słownie: cztery)
stan osób asertywnych na mieszkaniu - sztuki 2
stan umysłowy na mieszkaniu - śpiący
okoliczności zdarzenia: ...impreza piętro niżej

Drugi tydzień z rzędu zabawiając się w najlepsze, sąsiedzi zmuszają dwie bojowniczki o miłośc i sprawiedliwość, czarodziejki z piętra wyżej...
no dobra, moze inaczej...

cimny pokój, w powietrzu jedno pytanie...
-idziemy?
-idziemy...
narzuciwszy spodenki na pidżamki (jadna przywielka w kolorowe misie, druga- podobnie ze śmierciuchą - żniwiarką) wyśliznełyśmy się na zalany jasnością korytarz i przeganiając liczone przed snem jeszcze baranki dostałyśmy się na piętro niżej w celu zwrócenia uwagi paniczom sąsiadom, na ich nistosowna agresję akustyczną między godziną 22.00, a 6.00.
(regulamin spółdzielni mieszkaniowej punkt 3. ;])

- DING, DONG!
nawiązny dialog zaskoczył skutecznością.
polączenie próby zastraszenia (przez dwie półśpiące studentki o prezencji podobnej wartością do tej reprezentowanej przez przemoczony na jesiennym deszczu brezent przykrywający ścięte w lesie drewno), z inteligentnym i błyskotliwym dialogiem ( na ile można definiować tak dialog prowadzony w godzinach powszechnie uznanych za niesprzyjające kondycji umysłowej, w stanie lekkiego upojenia po stronie partnerów dialogu), a także kuszącym propozycjom obu stron
( zadzwonimy na policję vs. przyłączcie się do imprezy), skwitowane ostatecznie stwierdzeniem "zawsze jesteście takie sztywne?!" dało przyjemny efekt ukończenia nadmiernie odczywalnej przez drgania w ścianach imprezy.

i tylko żałobny chór wyjący ostatecznie na tarasie piętro niżej wers pieśni nam na dobranoc:
"Nooooooooł Łumen noł Krajjjjjj!!!! NOOOOOOOOOOOOŁ ŁUMEN NOŁ KRAJ!"

...jakież my inspirujące jesteśmy ;]