poniedziałek, 28 grudnia 2009

Międzynarodowy dzień oddawania prezentów

właściwie to 27.12, ale ironia losu ta sama. Potem zaś po sylwestrze są 2 tygodnie oddawania ciuchów sylwestrowych, ale pal sześć z nimi.

innymi słowy - raj dla Allegrowiczów...

może by sobie coś tak wyskrobać..? no dobra, z wyskrobywaniem może lekka przesada, ale znaleźć tak zwaną okazję. rybkę o trzech oczach, słownik trójjęzykowy sprzed wojny, kalendarz z cosmo - panami, którego nie sposób już znaleźć w kioskach, buciki czerwone, albo jakiś płaszczyk..?
tak, z kontem studenckim można sobie pozwolić na drobiazg raz na jakiś czas. w Krakowie dodatkowo można sobie odebrać obcinając szalone koszta wysyłki...i na prawdę nie chciałam raz wierzyć, że wysłanie paczuszki (maleńkiej, leciutkiej), może kosztować 7 zł - z jednego na drugi koniec miasta..

i to jest jeden smutny fakt - kobieta bez bibelotków jak rybka bez (roweru) wody naturalnie, a Poczta nie ułatwia...

sobota, 19 grudnia 2009

Everybody stepujemy

...step left, step right..

a na prawdę to chodzi o to, że jest niasamowityy ziąb na zewnątrz, bo zima wzięła się za odrabianie strat, za to, co listopad bym przepięknym.


i tak oto -15 na liczniku, a my topniejemy sobie ilościowo na mieszkanku.

Pają grzeje odwłoczek do świeczki, my nasze pod kocykami.

gorące herbatki z amolem, miodki z cytrynami..ciekawe, która to pierwsza Babcia wymyśliła te wszystkie mikstury? PRA Babcia nas wszystkich pewnie, ale na szczęście dała nam trochę wolnej ręki i oto powstają twory w stylu kaszanki z plastrem cytryny, czy kszaki ryżowej z miodkiem.

Mniam, Mniam

za tydzień najfajniejsza impreza roku. i jak byśmy siąt nie próbowali nie lubić (vide: Monik), to jednak się szturmem przedrą przez wał przeciwświąteczny i każą uśmiechnąć paszczę przzed stołem pełnym najpyszniejszego jedzonka!

Mniam ...jeszcz 6 dni...
jedzonko :P

a potem nowy rok...wypada się postarać o nowy kalendarzyk, no bo jak to tak"na sucho" przez kolejne miesiące?

środa, 16 grudnia 2009

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Pałer

Kolejna sympatyczna książeczka zagościła na mieszkanku - tym razem "Pałer" - Roberta Szecówki - Robsa.
Cóże to?

206 stron humorystycznej opowieści, która chociaż nie zapowiadała się na spójną - trzyma się bardzo ładnie i w całości napisana jest słowami zaczynającymi się tylko i wyłącznie na literę "p".

Niesamowite jest faktycznie, jakie możliwości stwarza nasz język.

Poniżej przykłady cudów języka polskiego rodem z tej książeczki - kulamy się ze śmiechu i serdecznie polecamy tym, którzy jeszcze o "Pałerze" nie słyszeli ^_^


"(...)Po piętnastym pucharze przeciętna promil,i przektoczyła pięć, przecinek pięć. Pragnąć pomóc panienkom ponownie pić, podpasły, potężnej postury plutonowy Popuszcz pawim piórkiem połaskotał podniebienia panienek. Pomogło. Pawiowały pozostałe. Puste przewody pokarmowe ponownie pragnęły płynu. Podano prawdziwy, portugalski portwejn. Panienki piły podwójnie prędko(...) Początkową przyzwoitość podoficerów po paru pucharach począł przezwyciżać pospolity popęd płciowy.(...)"

"Pałer.Żart literacki" str. 17

środa, 2 grudnia 2009

Retrospekcje

Taki szary jesienny dzień... Termometr wskazuje jednak nadal około nastu stopni, co w przybliżeniu nawet daje temperaturę z kategorii niespodzianek o tej porze roku :)

fajnie pięknie, jak się siedzi na cieplutkim mieszkanku, grzeje rączki przy komputerze i ogólnie nieważna staje się pogoda na zewnątrz.
jakie to szczęście mieć takie miłe, żółciutkie mieszkanie - herbatkę wspólną można wypić ( tak Gandziu, wodę mineralną też do towarzystwa ^^), pranko zrobić i sielankowo niemal rozłożyć się z papierami bez widma egzaminów nad sobą.

a gdyby mieszkanka nie było?

tak...pewnie znalazłoby się inne.

i w tym momencie staje przed oczami pewne ciekawe miejsce w okolicy.

drzewo - krzywe, z nabitym do niego krzywo adresem domu, który jeszcze kilka miesięcy temu tu stał, po czym został wyburzony ze względu na swój stan. adres pozostał, bo jakżeby inaczej...żeby było śmieszniej - w drzewie jest mała dziupla.

ciekawe, czy ktoś to może chce studentom wynająć...plusy mieszkania...hmmm...
natura stuprocentowa...doskonała wentylacja...hmmm...w centrum niemalże ;]

tia...i pewnie ok 400zł z mediami ;P

strach załapać się na taką promocję!

piątek, 27 listopada 2009

Jak nie wchodzić


sekunda 9...
Korpiklaani - Wooden Pints...

położyło nałopatki ze śmiechu i długo na tejże podłodze przytrzymało

następnie zaś oglądało się już tylko pierwszych naście sekund klipu, co i rusz reagując podobnie..

JAK można było zrobić TAKIE wejście Skrzypka?!

;]

...no comments...

niedziela, 22 listopada 2009

Dobry człowiek, ale kobieta

..cóż więcej dodać?

To jeden z typowych kwiatków, jakie czasami wymykają się z głowy z czasie szybkich rozmów z dawno nie widzianymi znajomymi, szybko, szybko...
i pośladki w pokrzywach ;]

ale coś z tym chyba jest, skoro podobnie ktoś w dowcipie to ujął, że w niebie jest maksymalnie 10% kobiet, bo inaczej byłoby tam istne piekło

coś w tyłu głowy mówi tu o dyskryminacji, ale coś mi się zdaje, że można to odczytać też, jako swego rodzaju określenie możliwości wpływu - nawet tych kilku procent "biednych" kobietek na CAŁĄ populację Facetów.

ostatnio młody mężczyzna ustąpił mi miejsca w tramwaju, wyobraźcie sobie, że nie poczułam się dyskryminowana...power's back ;P

poniedziałek, 16 listopada 2009

Pan Biegacz

Poranek przejrzysty, ciepły, słoneczny- normalnie, jak początkiem wiosny, a nie końcem listpada.
Whatever.
około 7.30 spacerkiem bocznymi uliczkami ciągnącymi się wzdłuż alei tuptamy sobie na zajęcia. i tak oto już widać:
rozwiany dresic, dziwny dość marszo-biegowy krok, sylwetka, ciemna skóra..
tak
to on!
zaraz przebiegnie
zaraz nas minie
jeszcze tylko puści oczko
-blink!- tak
i już pobiegł dalej.

i tak to wygląda nasza znajomość ;]

ostatnio widzieliśmy go z kobietą...Angielka
się koneser znalazł...ale oczko dalej puszcza ;P

Pozdrowienia Panie Biegaczu!

niedziela, 15 listopada 2009

Listopadowy Weekend

...u sąsiada Czesław śpiewa...drugi dzień z rzęde..
pogoda na zmianę - urodziwa i przebrzydła.
z połączeniu z tymi piosenkami zza ściany robi się psychodelicznie.

cóże począć?
może niczego nie poczynać, a lepiej poczytać?

no to na dobry początek coś ze sklepu z tanimi książkami...nie będzie...
Emily the Strange. i znów jakoś tak...listopadowo...

co dla odmiany?
mandarynki z promocji z Biedronki - słodziutkie i duże.
Spluwacze z naprzeciwka robiący sobie zdjęcia po nocach
i odrobinkę nowej Lacrimosy z YouTube'a...i znów listopadowo?

ano i takie dni bywają.

Na szczęście są plusy - po spacerku w cieple, Editt powoli wychodzi z trzeciego w sezonie przeziębienia ( tran z dorszowej wątróbki... ;])
Marzenka odpoczywa od nas w domu, a Natalija w swoim.

osobiście obżeram się czekoladą i oglądam co i rusz The Grim Adventures of Billy and Mandy - jakże bliska wydaje mi się być ideologia tej małej blondyneczki
:)
listopadowy charakter, oł jes.

sobota, 14 listopada 2009

Brameczka

Wszędzie, zawsze i bez wyjątków, są rzeczy, miejsca i ludzie, którzy
niereformowalni, niepoprawni i nieuleczalnie popsuci psują
dzień,tydzień, miesiąc, itd naszego życia
czasem wydatnie je utrudniają.

faktycznie, długi czas było wszystko w porządku, a potem się psują i powodują, że życie jest wredne.
tak, słowo wredne pasuje - ale to uznajmy za tę najpoważniejszą wersję.
czasem jest po prostu uciążliwie.
czasem wręcz przeciwnie.

popsuły się drzwiczki w kuchni - schowałyśmy za szafkami i teraz mamy łatwiejszy dostęp do kosza na śmieci - zmiana na plus.

..mamy elektroniczną bramkę przez blokiem..przekleństwo istne, bo się psuje i tylko popiskuje sobie losowe cyferki, nie chcąc nikogo wpuścić, ani wypuścić.
i tak zbiera się stadko osób przed bramką,bo albo akurat nikt do niej klucza nie ma, albo telefonu brak, albo nie ma nikogo, kto łaskawie by otworzył od środka..

a jak już się uda, to kilka dni wchodzi się do bloku wlotem dla samochodów.

jak rzekł Pan Schreck - on zabierał głos już na naradzie mieszkańców, ale wywalczył póki co tylko gumkę blokującą drzwiczki, co by mu za głośno nie było, kiedy dziesiątki wchodzących się przetwiera dniami i nocami.
jeśli zaś chodzi o samą brameczkę z durnym magnesikiem - jest jak było:
piiip, piiip!

88888
piiiip!
00_11 !

i nie wejdziesz człowieku, choćbyś nie wiem jak czyste miał sumienie.

"jak na tyle osób, to to jest prymitywny sposób zamykania bramki", rzekł Pan Schreck...

...a bramka dalej swoje: piip, piiip...

środa, 11 listopada 2009

Niepodległości dzień

Człowiek przedziwną istotą jest.
tu - mamy Niepodległość, ale od razu oddajemy rządy jednostce, co by sobie autorytarnie porządziła i zaprowadziła porządek..no ok.

tutaj - młodość, wolność, powiedzą wszyscy, a tak na prawdę, to nie ma wyboru i trzeba się poddać zniewoleniu systemu i studiować, bo to jedyna praktycznie szansa.
oczywiście, wyjątki chlubne są i cenimy ich za to, że nie zajmują nam miejsc na uczelni, ale mimo wszystko.

Dziewucha bez wykształcenia, to niestety towar mało chodliwy w dzisiejszych czasach, a my mamy ambicje i zdarza się cierpieć.

wyspałyśmy się, oj bardzo.
a potem cały dzień - Marzencia- szacunek mam do Ciebie wielgachny!
siedzenia i rozkładania na czynniki pierwsze naszych nauk humanistycznych.
monotematyczny dzionek - zmieniały się tylko kombinacje siedzenia na łóżkach, oświetlenie i rodzaj trawionego pokarmu, poza tym - constans - papierki, komputerki i "genialne" okrycia w googlu, które przyspieszają pracę.

Książka na dziś: "Księga istot zmyślonych".

zacny przerywnik dla Monika, obowiązkowa i dogłębnie przeglądnięta lektura dla Marzenci.
pokój obok cisza przerażająca - Editt ma dzień odpoczynku od dzieci, więc milczy - stanowczo i permanentnie, nie obcując przez ten jeden wyjątkowy dzień z nikim - równowaga musi być.

Ostatnia osoba nieobecna - tak też można.

cały dzień rytmiczne "chlapu chlapu za oknem"

Justin dopiero za tydzień przybędzie.

tak oto pusto, spokojnie, odprężająco...

Świętujemy niepodległość kraju, czyli możliwość zniewolenia się umysłowego - patrz: studia.

najpiękniejsze lata nam mijają...ludzie, ludzie...

Wolność...tia...jasne...

wtorek, 10 listopada 2009

Sweet November II


Kraków ma jednak swój urok i zaprawdę powiadam Ci: jak studiować, to tylko tutaj
i nieważne co.
nieważne, że w japońskich statystykach nawet UJ jest szarą myszką!
nieważne!

jest tu ślicznie, w takie jak teraz listopadowe dni, jest tu przepięknie.
nie dziwota, że się lęgną Ci artyści na potęgę!

poniedziałek, 9 listopada 2009

Krakówek

...jakież to misto jest maleńkie...
wielka...ale wiocha
i nie macie ludzie argumentu,na to, żeby zmienić to zdanie panujące.

jak mówił kolega- nie czuje się,że jest tu jakaś władza, że to miasto coś znaczy - to prawda
a jednoczesnie jest takie...urodziwe.
niskie budynki,
przestrzeń.
śliczne zakamarki, ogrody botaniczne, albo małe ogrody w środku miasta - super.

można niemal przy każdej ulicy spotkać znajomego...

...ale kiedy okazuje się, że znajomi z rodzimego miasta mieszkają przy tej samej ulicy (!) po tej samej stronie ulicy (!!)...w bloku naprzeciwko(!!!) a inni dwa bloki dalej zapada milczenie, a potem pusty śmiech...

i wydaje się, jakby znało się niemal wszystkich mieszkańców.

ot, wioska - Krakówek...

..królewska wioska, należy dodać!

sobota, 7 listopada 2009

Zimna woda...siły doda?

ostatnio siedziałyśmy sobie nad pradawnym już niemal wydaniem czasopisma Kawaii podśmiechując sobie od czasu do czasu nad tematem tłumaczeń w starych, dobrych odcinkach Sailor Moon...
no cóż, bzdury, bzdureńki, ale ileś można siedzieć i myśleć nad tym, jak i kiedy zdawać egzaminy.
luz jednym słowem.
odpoczynek wszak - też rzecz ważna, o ile nie najważniejsza!

___

poranek dnia sobotniego zaskoczył nas "delikatnym" dyskomfortem związanym z problemami technicznymi, w których solidaryzujemy się z niemal całym Krakowem Północnym...szczęśliwi ech ech Hutnicy ;]
otóż pękła rura ciepłownicza i tak oto na wiele godzin pozbawiono nas cieplutkiem, miłej wody...
siły to raczej nam nie dodało, a życie na jedną krótką chwilę zostało zmrożone ową wiadomością.potem zmrożone zostały ciała, które mimo wszystko jakoś trzeba było sobie spreparować na nadejście nowego Bożego dnia
cóż...reparacja miała potrwać godzin kilka(naście), co też skrupulatnie zostało wykorzystane...

jeszcze ciemnym wieczorkiem sącząca się woda miała temperaturę zbyt ciepłą, by nazwać ją dobrym drinkiem, ale do piwa by się nadała.
z rozkoszą pochyliłam się nad kubeczkiem wypełnionym gorącą herbatą, smakując jej bukiet ( what the f***?!), a przede wszystkim ciesząc się doznaniami cieplnymi z nią związanymi...pomyśleć tylko, że więszkość mieszkaniowych Panienek wyznaje chłodną i poważną wodę mineralną...

pozostaje to w dalszym ciągu poza moimi możliwościami pojmowania rzeczywistości.

Monik.

tymczasem, czekamy nadal...kap, kap...ciepła wodo...juhuuuu...

piątek, 6 listopada 2009

Światełko i pralka

Dzisiaj poranek zaczął się nagle - wpierw od drastycznego rozsunięcia zasłon, później od promienia światła z żółtawej już żarówki kuchennej.
Nie po oczach!
("Pośród najgłębszych mroków Emily ujrzała światełko...
...i nie zrobiło to na niej wrażenia")
no trudno
śniadanko standardowo- Dżastinka i Monik wcinają tortu, Gandzia z gracją pałaszuje swoją antyprzeziębieniową miksturkę z wyciśniętej cytrynki, miodu i temu podobnych.
jakoś tak się pozbierałyśmy, na zajęcia, na autobusy, etc, etc...

z międzyczasie, planowano zrobić małe pranie.
cóż..elektronika to przekleństwo ludzkości, szczególnie wówczas, gdy bardzo potrzebując czystych ubranek stwierdzamy, że przyciski od pralki odmawiają posłuszeństwa
smutna rzeczywistość

do tego w najbliższych planach - mieszkaniowa próba generalna prelekcji o Winie w Hiszpanii. jeden z tych wieczorków uczt intelektualnych, jakie przypadkowo sobie urządzamy.

ponadto - proza życia studenckiego: odciągające się w czasie zajęcia, odpadające wykłady, święta uczelniane, promotorzy, którzy poprawiają się samych błądząc po zaułkach metodologicznych, co najmniej tak, jakby merytoryczna część magisterskich dziełek była bez znaczenia ( a kto mówił, że ma znaczenie?)... ogólnie - jak tu człowieka zgnębić, co by poczuł, że jest na studiach.
anu i jeszcze Biblioteka Jagiellońska - wspaniały zbiór, gdzie serce się kraje, że człowiek dłużej nie może tam posiedzieć...bo i zamykają za wcześnie...możeby tak petycja o przedłużenie godzin pracy?
...a najbliższą porcję książek to chyba taczkami sobie przywiozę na mieszkanie...
wniosek - żeby byćstudentem, trzeba mieć krzepę.

ach! i jeszcze za grubym być nie można, bo to w nowych stoliko-siedzeniach nie ma prawa się człowiek zmieścić.
chrzaniony kult chudzielców.

tak tak...a jak przytyjesz ciut, to od razu podejrzenie, żeś w ciąży.

_______________

Epilog

pralkę próbowałyśmy włączyć dziesiątki razy...nie wyszło
przyszła Edyta, odpięła, wpięła, kliknęła a pralka zaczęła radośnie furkotać..
jeśli 99 osób mówi, że czegoś nie da się zrobić, zawsze znajdzie się ta setna niedoinformowana i jej się uda...

no i mamy czyste ciuszki :D

czwartek, 5 listopada 2009

Ulica Manifestu Lipcowego

W Krakowie można życie całe spędzić na wyszukiwaniu ciekawostek i robieniu im zdjęć. Nie chodzi oczywiście tylko o to, że ludzie stąd po prostu mają możliwość zarabiać na sztuce - w przeciwieństwie do wielu innych mieścinek. Ale tutaj po prostu zdarzają się miejsca na skalę tego chociażby:



Obecnie zwana ulicą Józefa Piłsudskiego ( a jaki Marszałkowi pomnik wystawili, ho ho...zastanawiano się jednak już kilkukrotnie, dlaczego zacni powstańcy, pomimo zaciętych min, wyglądają raczej, jakby gotowali się do ucieczki, aniżeli bohaterskiej "obrony parlamentaryzmu" (ojjj, uwaga uwaga, robi się "politycznie" ;]).

No ale cóż...na pamiątkę- musiałam zrobić zdjęcie i w ramach wrzucania śmieci z całego Krakowa, dla potomnych : ulica Manifestu Lipcowego 7...

a za tydzień nie cały Święto Niepodległości...ciekawe, czy nieusunięcie powyższego symbolu minionych lat było niezamierzone, czy wynikło z wyszukanego poczucia humoru coponiektórych "Majstrów"..

podobno jeszcze gdzieś podobna sytuacja dotyczy ulicy Stalina...

ehh! Kraków ;]

środa, 4 listopada 2009

Afera hazardowa

Listopadowe popołudnie wygląda jak noc czarna.
Cóż, zmiana czasu - wiadomo.
Nastraja to wybitnie do zaczerpnięcia filiżanki kawy i spokojnego jej wychylenia przed czekającymi wyzwaniami naukowymi.

W międzyczasie, gdzieś, daleko rezlega się huk politycznych wiadomości - gdzieś, ktoś chce hazard zwalczać, etc etc..

Gra skojarzeń na dziś:

...ze względu na zwalczanie hazardu w tym "jednorękich bandytów" zakazane zostaną również automaty z kawą...

:)

powodzenia Kochani rządzący...

wtorek, 3 listopada 2009

Pan List-opad...

nad "smutnym wysypiskiem" okruszków z dawnych ciasteczek od Babuni nastały nowe rządy.
pan wyuzdany świecący swoim mięchem w błysku flesza.

...nie pozostawało nic, tylko domalować Panu męskość, albo ...

no...

..i skończyło się na smutnie zwisającej rurze z cieczą...

Pan Listopad.

piątek, 30 października 2009

Happy Halloween!!




Odrobina spraw indywidualnych ;]

Otóż, Monik wszem i wobec obwieszcza-jutro mam urodziny.
Absolutnie najcudowniejsza data na nie, bo Halloween. Spełnione marzenie w ramach prezentu - wydrążona dynia ^_^
Jarzy się rumianym, ciepłym blaskiem, a stojąc na parapecie w nocy, wyznacza drogę zbłąkanym wędrowcom :D

Cudo!

Tak, tak, wiem...dla każdego data urodzin jest tą, jedyną, wspaniałą...Justin i Jej 11 września chociażby :D
ale jako, że dopadłam klawiatury, to moję napisać, że i tak wolę mieć te swoje w Halloween.

Z tejże też okazji chciałam sobie życzyć wszystkiego dobrego..to troszkę, jak "Pozwólcie ze olśnię was blaskiem mej chwały", ale kto ma klawiaturę ma władzę, więc korzystam ;]

This is Halloween, This is Halloween...

_______________

a teraz jazda, do domku świętować 1.11!!

czwartek, 29 października 2009

Pizza :)

Wieczór przemyśleń...środa...
Dzień przemyśleń...czwartek...
wieczór narady...czwartek...

Znim się 3 baby zdecyduję na pizzę umrą z głodu, na szczęście dzięki zupkom z torebki dożyłyśmy chwili, w której podjęłyśmy decyzję - dziś wieczór zamówimy sobie pizzę!

Cudownie...

Decyzja podjęta, ale to byłoby zbyt proste.

Zanim wybrałyśmy pizzerię minęło pół godziny.
Po godzinie zaczęło się systematyczne przeglądanie oferty pizzy wampirkowej, która podobno miała zaspokoić nawet najbardziej wybujałe z naszych marzeń kulinarnych...

ALE:

absolutnie nie tolerowałyśmy tego wieczora:
ogórka, ogórka kiszonego, groszku, kukurydzy, ostrej papryczki, bekonu, kiełbasy, wołowiny i wszelkich owoców morza...

a do tego nastawiłyśmy się na możliwie dużą ilość dodatków - dogódź tu kobiecie...

po nieco ponad godzinie jeszcze raz przeglądając listę możliwości zamówienia o wyjątkowo nieprzyjaznej użytkownikowi nawigacji, stwierdziłyśmy, że do zamówienia kwalifikuje się 5 modeli żarełka wymarzonego...

...dobrze, że zaczęłyśmy wybieranie jedzenia przed 16.00, skoro miałyśmy ochotę zjeść to wszystko około 21...

dofinału przeszło ostatecznie pięć kandydatek:
K1 - Piccolo
K2 - Rafaello
K3 - Venezia
K4 - Pepperoni
K5 - Cappricciosa.

Osiołkowi w żłobie dano...
rzut ziarenkami ryżu wskazał na Piccolo, ale przecież to byłoby zbyt proste wybrać od razu...
kolejna selekcja... i tak oto, zadecydowano około godziny 16.40 iż ostatecznie:
miejsce V - Venezia - za zwykła
miejsce IV - Cappriciosa - za dziwna
miejsce III - Pepperoni - mało mięcha
miejsce II - Rafaello - bo tak!
a naszą miss została pizza Piccolo, której w życiu więcej nie zamówimy...

była na cienkim cieście, a po dokonaniu pomiaru wcale nie miała 50 cm, a jedynie 45.
dodatkowo "zorganizowany pan w pizzerii" nie chciał przyjąć zamówienia o ludzkiej godzinie, bo by mu system siadł - więc trzeba było go jeszcze osobiście nawiedzić.

efekt:
około 21 rozsiadłyśmy się wygłodniałe nad padliną i wchłonęłyśmy całość...

Brońcie nas siły przed wybieraniem w przyszłości całego menu obiadowego ...

Murz & Justin & Monik.

środa, 28 października 2009

Zupki z torebki

rządza pieniądza...
i tak zaczęło się kolekcjonowanie sreberek amino loterii na dodawanie numerków do pełnych tysięcy
pełne dobrych chęci umówiłyśmy się - 1 sztuczna zupka na tydzień
a nóż widelec się uda...

tydzień potem miałyśmy już kopertkę pełną opakowanek i przykre wrażenie, że szczęście może nie dopisać...

...ale także genialny pomysł na sprawdzenie na allegro, czy ktoś tym nie handluje - wiadomo, że tam handluje się wszystkim - a jakże!
nawet numerkami ze sreberek ;]

nie pozostało nic innego, jak odnaleźć brakujące liczby i zgarnąć pieniądze...

jasne ;]
oczywiście...
tylko, gdyby to było takie proste, to nie byłoby to takie trudne !

siedziałyśmy, pisałyśmy, liczyłyśmy
na razie niczego konstruktywnego wprawdzie z tego nie wyszło, poza nami trzema po tak zwanym obiedzie z zupki z torebki, ale cóż..

nadzieja czyjąś tam matką w końcu jest ;]

..o ironio - my, nadzieja tego kraju...wykwintne dzieło wybujałe z zacnych środowisk,dążące ku doskonałości
my - dziewuszki z żółciutkiego mieszkanka...

...ale może się uda, prawda? ;P

wtorek, 27 października 2009

Alarm

Mamy alarm. Wszyscy mają.
Nie jest połączony z centralą, ale najwidoczniej dla konstruktorów nie był to wystarczający powód, by go dezaktywować zupełnie.
Tak też mamy malutką bielutką skrzyneczkę, która ma kilka kabelków i malutkie, bielutkie, perfidne drzwiczki, które jak odpadną robią wiele szkody.
nad drzwiami śliczny, cudowny alarm - od strony mieszkania tzw. wyjec, od którego ucieczką jest tylko schronienie się pod stołem w kuchni ( obecnie okupowanym przez dziesiątki słoiczków) - aktualnie niedostępnym miejscem.
tak z ponadto alarm ma kilka uroczych świecących diodek.
świecą się i gasną w różnych sekwencjach wyznaczając swój rewir i odstraszając.
dość uwag dla gości nas wizytujących, aby uważali...

..czasem jednak są plecaki, które są zbyt obszerne, by skutecznie się prześliznąć między framugami drzwi..
i tak też 3 lata temu wypróbowany został alarm.

na zewnątrze pali się ostrzegawcza lampeczka, informująca wszechobecnych sąsiadów, że to właśnie tutaj, pod numejem X5 mieszkają owe sieroty, co alarmu nie upilnowały.

po 5 minutach alarm się wyłącza, a mózg zaczyna drążyć cisza i pytanie...
...dlaczego jeszcze nie postarałyśmy się o kod, by to wyłączyć?!

znieczulica powszechna - nawet jeśli komukolwiek z sąsiadów alarm się włączy, nie reaguje już nikt - tylko przez judasza wyrzucamy oczka, co by sprawdzić "ha, ha, a kto tym razem"?

ostatnio Kaktysu i biedne kwilące do wtóru Kaktusiątko.

tak, z dwojga złego lepiej mieć alarm, niż dziecko - takie to potrafi dźwięki wydawać...i nie ma drzwiczek, co to nimi trzasnąć wystarczy i wyć zaczyna.
bądź mądry, piszta wiersze...
i uważaj na odpadające drzwiczki alarmu.
puff!

niedziela, 25 października 2009

Skrawek Polski

Czasem widuje się różne dziwne, inspirujące, intrygujące, ciekawe, odrzucające...etc rzeczy, które jednak w jakiś sposób zakotwiczają się w pamięci.

w takich chwilach często wczesniej myślałam sobie, jak to fajnie byłoby mieć aparat forograficzny...

ot, żeby nie zaśmiecać sobie głowy, ale móc po prostu ...popatrzeć na takie dziwy i przypomnieć akurat tę chwilę.

jako, że mi nikt nie zabroni - naśmiecę i tutaj czasem tymi fotografiami :)
bo tak.

dzisiaj coś co mogłoby nosić tytuł skrawka Polski.
i już słyszę głosy krytyków - idealne ujęcie zagmatwanej polskiej rzeczywistości,
szarości, groteski, drobiazgowości, czułości, która rozciera się w masie problemów...

etc etc...

no cóż, a to po prostu wysypisko powstałe w niedalekiej okolicy, obok którego codziennie przechodzimy.

smutny śmietniczek, jak to już gdzieś Marzenka rzekła...



czwartek, 22 października 2009

Ponton

...pomysł na tekst do punkwoej piosenki:
"boooo Justyna śpi na pontonie!..."

coś tam, coś tam

a faktycznie to co tydzień buduje masę mięśniową pompując sobie materacyk do spania.
ot, takie cudo, na którym jak się nie śpi, to opiera się o ścianę i mamy jedną mięciutką :)
można też obłożyć kanty przy drzwiach i nie chodzimy dzięki temu kwadratowe od przypadkowego obijania się o nie.

trzeba jednak przyznać, że jest to ewenement od chwili, w której pierwszy raz zostało to uskutecznione u nas - możliwość wysypiania się na powietrznej chmurce :)

Całość zachwycona, tylko Monik jakoś tak sceptycznie podszedł, ale kto by tam się z nim liczył.
zadowolony z euforii innych sam dobrał się do spania na łóżku, jak to się ludziom normalnym zdarza.

no cóż. Justynka także nie narzeka i choćby nagła powódź na poziomie pierwszego piętra bloku umiejscowionego na wzniesieniu jej nie zaskoczy.

ot, przyroda.

niedziela, 18 października 2009

Norma

Jakoś tak po dwóch wstępnych tygodniach chyba się już udało wszystko wdrożyć i ustalić zasady na najbliższy rok :)
Całość mieszkania opustoszała:
jedni na wyjazdowych naukach
inni po domach się porozjeżdżali
i tylko Natalija i małe czarne snuje się czasem po mieszkanku.
Kawka, wczesnoporanna herbatka, wyspać się- priorytety na ten weekend spełnione.
Poza tym radośnie migające świeczuszki i pając rozkładający się do ich ciepła.
Pierwsze uderzenie jesiennego kataru przeszło i już tylko leczenie zachowawcze.
W międzyczasie Monik zainspirowany HouseM(D) pobadał się i poskanował głowę.Jak u każdej kobiety - okazało się, że grajdołek w środku niemały.
Sama zainteresowana po jeszcze jednym zdjęciu RX zacznie chyba świecić w ciemności.
Na razie szału ni ma, ale źle też nie jest.

Chwilowo - czas relaksującego i niestresującego kolekcjonowania papierów, które za jakieś pół roku znów zasypią mieszkanie...zaleją, jak woda...morze...ocean...

i natychmiast przypomina się cytat z "Dnia świra"...o Przepraszam - cytat Mickiewicza.
Mistrzu, Mistrzu...jakże Ty się teraz pokoleniom kojarzyć będziesz?

"Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,

Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,

Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,

Omijam koralowe ostrowy burzanu."

piątek, 16 października 2009

Dieta czekoladowa

Dieta cudowna, bo czy widział ktoś kiedykolwiek "grubą studentkę"?
No ok, pewnie widział, ale traktujmy to jako wyjątek od reguły :)

Bądź co bądź - patrząc na swój sposób odżywiania się przez ostatnie lata, mam przepis na to, jak wagę utrzymać i przetrwać.

Dieta cud:

kawa - by nie zasnąć
czekolada - by nie paść
mięcho - bo lubię i dodaje sił :) najlepiej z wielooooma ziemniaczkami :D

dietetycy załamią ręce, a ja mówię: to działa, aż za dobrze ;P
czekolada wzmacniana setkami cyferek pt. emulgator - konserwuje. pyszności!
mięcho - z naszych polskich farm - np. piersi kurczęce - soczyste i pachnące czosnkiem z przyprawnika - cudo

i kawa, która nie wymaga głębszego się rozwodzenia.
czarny, kochany żużelek yammi!

za konsekwencje wzięcia sobie tego do serca - nie odpowiadamy.

środa, 14 października 2009

Październikowy Bałwanek

na początku miała tu być jakaś elegia, czy coś...

ale tak w sumie - ładnie, biało...
szkoda, że tak mokro i mroźno

poranek upalny - rozpoczęty gorączką.
potem było tylko zabawniej - klucze w drzwiach, przeniesione zajęcia, etc..

i w sumie bez polotu jakoś dzień mija

panaceum?

House s06e05 - seriesyonkis - przyjemne z pożytecznym - angielsko - hiszpańskie tłumaczenie i cieplutka herbatka pod kocykiem..

o tak...oby tak do końca dnia...

i to jest jedyna sytuacja, kiedy można stwierdzić usprawiedliwiając ludzi tam pracujących, a właściwie tym wszystkim zarządzających:
"zima znów zaskoczyła drogowców"

poniedziałek, 12 października 2009

Kot siedzi i wierci

Ostatnio spokojne, wspólne wieczorki.
Internet po małej przerwie, wrócił, więc korzystając z sytuacji, youtube'ujemy sobie.

Asian bitch - make up...bez komentarza
lachon wkłada sobie kredki do oczu DO OCZU i cieszy michę
potem zaś młodzieniec pokazuje alternatywną wersję nowoczesnego make upu - o zgrozo - coraz bardziej zbieżną z rzeczywistością ( patrzysz, widzisz, myślisz - no dobra, ale gdzie ta kobieta(?) pod tym wszystkim?!)

whatever.

dowcip z grona nieco zacniejszych - Cats & Dogs...

http://www.youtube.com/watch?v=rryNobB_rvw

W swej prostocie - cudo
A ile w tym prawdy ;P Kociarze, łączcie się!

___

Dzień lub dwa później:
Marzenka, co tam robisz?
-Wiercę...

Siedząc za łóżkiem śrubokrętem wykańczała dziurę w ścianie, co by kabelek łaskawie przeszedł przez ścianę i dzięki temu połączył ze światem komputer naszej Drogiej Murz. :)

Miszyn accomplishd - pół godziny później.
Wniosek: kobieta za pomocą śrubokręta i zestawu do piłowania paznokci potrafi zrobić rzeczy zadziwiające ;P

...a można było pożyczyć podręczną wiertarkę od sąsiada!
zero asertywności, wszystko Zosie-samosie...

Cat, are You drilling?!
:D

niedziela, 11 października 2009

Historia pewnych pomarańczy

Był szary, mokry (żeby nie powiedzieć wilgotny, bo to tak...nieliteracko), jesienny poranek. Poniedziałek. Myślałam, że czara goryczy jest już przepełniona. Jakże głębokie okazało się jednak moje rozczarowanie, gdy wchodząc do kuchni, zaspanymi jeszcze oczętami dojrzałam dwie siatki pomarańczy. Głęboko i boleśnie westchnęłam.
"oby dziś nie popełnić błędów dnia wczorajszego..."

A wszystko zaczęło się od niewinnego kichnięcia, gdzieś, w długim, mrocznym przedziale typowego, polskiego pociągu, setki kilometrów stąd. Ktoś kichnął,potem kichnął ktoś jeszcze, by kichnąć mógł kto inny, aż wreszcie jesienny katar dotarł i do Krakowa.
W małym żółciutkim mieszkanku kichało nas już cztery, a każda z nas miała inny pomysł na pozbycie się uporczywej dolegliwości.

Mariana powiedziała, że od zarania dziejów, niezawodnym lekiem na przeziębienie jest herbatka z wódką...jak na ironię, wódka skończyła się wieczór wcześniej.
Julietta zaproponowała mieszankę ziółek: mięty, kopru włoskiego, imbiru, goździków, mentolu i kilku innych takich. Mieszanka zapewne o tyle skuteczna, o ile niemożliwa do uzyskania na naszych polskich, studenckich warunkach.

Z braku lepszych pomysłów na kurację i usprawiedliwienie nieobecności, porozchodziłyśmy się na uczelnie. Późnym popołudniem wróciłam skonana z torbą pełną zakupów i nadzieją na powrót do zdrowia po aplikacji niektórych zakupionych cudów współczesnej farmacji.
Zrzuciwszy z siebie wierzchnie okrycie weszłam do kuchni, by tryumfalnie obwieścić wszystkim rychły koniec naszych problemów zdrowotnych.
W tym momencie wzrok mój padł na marniejące oblicze Julietty, która próbowała zmusić się do wypicia zawartości swojego małego, chońskiego kubeczka.
-Co tam masz? - zapytałam
odpowiedziała niemal szlochając:
- w sklepie były przepiękne pomarańcze, pomyślałam, że zjedzenie paru postawi mnie na nogi, a teraz...owoce jak na złość: twarde jak kamień, gorzkie i suche jak pieprz ( gorzkie... ;]), z trudem wycisnęłam z nich kilka kropli - sama popatrze!"
rzeczywiście - dno jej kubeczka Made in China pokrywała cienka warstwa metnego płynu. powąchałam, po czym odepchnęłam kubeczek na drugi koniec stołu.
nagle usłyszałam szelest folii, po czym naszym oczom ukazała się mała pomarańczowa kuleczka ( ...warrrra od mię ;]) tocząca się po stole, spadająca na stołek i na podłogę.
patrzyłyśmy niemal zahipnotyzowane.
"my się już chyba znamy"...błyk myśli w lekko przeziębionym umyśle
a psik!
odstawiłam torbę z zakupami, po czym wyciągnęła siatkę z identycznymi owockami....spojrzałam bezradnie na współlokatorkę:
-Biedronka?
-Biedronka...
-4,5 za siatkę w promocji?
-...nooo....


Mam na imię Marzena. Mam 21 lat... Od wczoraj jestem rozgoryczona posiadaczką dwóch siatek niejadalnych pomarańczy...

wtorek, 6 października 2009

Makaron motywacyjny

Kupiło się kiedyś makaronik - literki - ot, fajnie jest, bawimy się.
A potem przyszła pierwsza sesja, pierwsze pomysły na zdawanie egzaminów i koncepcje, jak tu sobie ponosić morale.
I wysypał się makaronik.
I 4 magiczne listerki:
"Z" "D" "A" "M".

Od tamtej pory leżą sobie spokojnie na półeczce i kiedy tylko przychodzi sesja, zerkam ukradkiem.
Uśmiech i odrobinka więcej wiary we własne możliwości.

...a na wschodzie makaroniku literkowego nie mieli, o ;P

niedziela, 13 września 2009

Poszukiwana współlokatorka ^_^

...żywa lub martwa - byle terminowo opłacała należności ;]
sympatycznej, beznałogowej kobiety na mieszkanie poszukujemy w trybie 2-tygodniowym - oczywiscie do prowadzenia się od końca października

mile widziana osoba z wpojonym poczuciem porządku...
histerykom dziękujemy

oferujemy cudowną atmosferę do nauki
zajęcia kreatywne kilka razy w miesiącu ( blogowanie, dorysowywanie różnych rzeczy panom w kalendarzu etc., etc...)

więcej informacji - pod adresem e-mail
noemi101@gmail.com

lokalicacja - Nowy Kleparz - 25 min dowsząd
cena - 420 + internet

____________________

Uwagi dodatkowe:
często miewamy gości, którzy nocują po różnych kątach ( Dżastin, zapomnij o miejscu pod lodówką ;]!)
imprezy sensu stricto, to jednak piętro wyżej, lub niżej

____________________

/poszukiwania zakończone sukcesem :)/

sobota, 12 września 2009

Gdy kota nie ma

myszy harcują, czyli jak wygląda pokój, kiedy w amoku nauki postanowiłam inne ludzkie czynności - jak choćby sprzątanie, odstawić na dalszy plan.
Otóż droga Marzenciu...
malowniczy pokój nasz wygląda obecnie jak jeden wielki...skład odpadów - i jeszcze tylko nie świecą...
otóż, łTwoje w porządku ogólnym, ale dają się zauważyć stosiki karteluszek walające się po obu. Książki zwykle nie wyciągane nawet z półki teraz szczerzą się otwartymi kartkami do świata. Przy wejściu na plastikowym krześle stoim laptop w razie potrzeby służy internetem. Oczywiście opleciony niemiłosiernie wszelkimi kablami. Obok na ziemi splątana lampka nocna, ale schowana - za wielkim kartonem, na którym robię notatki - ot, żeby się rzucały w oczy. Dalej Twoje łoże - przejściowo służy jako mieszkanie dla ułożonych(!!) ciuszków.
Dalej biurko...było kiedyś, teraz nie wiem ile łopat trzebaby, żeby je odkopać.
Radośnie pobłyskuje tylko lampka drukarki, która od czasu do czasu zaprzęgana jest do pracy.
Pod biurkiem kosz na śmieci, pudełko z soczkiem, woda mineralna sączona drugi dzień, za biurkiem dwa wielkie pudełka kartonowe, gotowe, by w razie konieczności służyć mi jako tablica do zapisków.
obok naszego kolorowego kalendarza na wystających hakach zawieszona kolejna tablica z serii "Historia Polski" ( chyba do końca zycia zostawię to sobie na pamiątkę - cud robota ;]).
Następnie nasza półeczka z książkami...to pomijamy długim i wymownym milczeniem...

łóżko moje - a w nim ja pod cieplutką kołderką z notatek. za prycisk do papieru robią kolejne kubki z kawą, czasem herbatą...

słowem : wyjdź, a żywy nie wyjdziesz...

Przepraaaszaaaamm...ale za dwa dni nie będzie śladu po tych cudach!
...pójdą z dymem ;]...nie mogę się wprost doczekać!

..tymczasem wracam pod swój naukowy, kreci kopczyk...

środa, 9 września 2009

Pan "Miłego dnia!"

Mamy w okolicy Bardzo miłego Pana. Często rozmawia z szewcem, chodzi i dogląda całej ulicy, lekko garbiąc się patrzy co nowego w okolicy.
Pan w stylu pogodnych staruszków, którzy swoje widzieli, swoje przeżyli, a teraz chcąc nie chcąc - poddają się starości w urokliwym Krakowie.
Pan Miłegodnia ma swoje humorki, ale jest jedno, za co zasłużył na wpis tutaj.
Rano, wieczór, w południe, czy leniwym popołudniem - spotykając go na ulicy można być pewnym, że usłyszy się owo "miłego dnia!".

I jak się nie uśmiechnąć do samego siebie, bądź - ba - czemu nie? - odpowiedzieć tym samym!?

Tak to się składa, że zdarza się dzień parszywy pod tytułem - nade mną wisi chmura, z której ciągle pada, ale taki oto Człowiek potrafi - nawet jej nie zauważywszy wpuścić między ten deszcz kilka jasnych promyków Słonka.

Ot, nawet tak we wrześniu, kiedy kampania trwa i trwa, a amunicji zaczyna brakować po pierwszych większych starciach.


Cóż pozostaje...uczyć się, uczyć, uczyć, uczyć...
bla bla bla...

Miłego dnia ^_^ !!

poniedziałek, 7 września 2009

Zza ciemnych chmur Słońce

Czyli generalnie jest tak, że:
siedzę sama na mieszkaniu obłożona papierami.
Edith poznaje tajemnice dziecięcej psychiki na nowo i staje się zaprawiona w opiece nad małym narodem polskim, a ja ciągle się zastanawiam nad sensem istnienia - konkretnie tu, teraz jako taka i taka studentka.
Faktycznie bywa męcząco, ale sukcesy restzy napawają optymizmem.
Póki co, 2:0 dla mnie - tak, życzyłambym polskim piłkarzom takich wyników, ale bądźmy realistami ;]
czyli generalninie do przodu, tylko kwestia tego, żeby tendencję utrzymać.

Meteorolodzy zapowiadają powrót lata ( btw: jak ktoś nazywający się Ziemowit Pędziwiatr mógłby NIE ZOSTAĆ prezenterem pogody! :D - to się nazywa powołanie :)).
ajak wiadomo, ciepło, nieco wilgotno...gniję na mieszkaniu, a papierki butwieją...

zmęczenie niwelujemy kawą, magnez uzupełniamy pastyleczkami i czekoladą.
jak na studentkę z krwi i kości przystało - śniadanie ma na imię filet z kurczaka i jest wspaniały :-)

fajnie móc spełniać swoje fanaberyjki smakowe.

jakoś dziś bez polotu, więc może kończ waść...

tak...

_________________

Dżastin, Gandziu, jak wakacje? ^_^

sobota, 5 września 2009

House full of colours

Po powrocie z wakacji przytachało się kilka różnych gadżetów. W połączeniu z tymi, które już miały kiedyś swoje miejsce na mieszkaniu, zaczyna się tworzyć coś na kształt stylu.
no dobra, bez przesady - rzeczy znikąd pomieszane z rzeczami reprezentującymi sobą COŚ
tworzą w sumie - niełąd artystyczny ( są równiutko poukładane, jak to na kobiecym apartamenciku ;])

dzisiejszy odcinek opowieści z doliny Bierdonków sponsoruje opowieść o małych przedmiotach codziennego użytku, które sobie są i mają fajnie wyglądać, ot - dzisiaj kącik designera :P

1. Miseczki

po emigracji Dźastin pojawiła się pustka...strategiczne miseczki do lodówki trzeba było czymś zastąpić i oto znalazło się coś dobrego...



2. Boken

na ścianie, nad łóżkiem, dla bezpieczeństwa i fascynowania chłopców, którzy ośmielają się przekroczyć próg naszego mieszkanka - 1/2 naszej broni białej, podręcznej.



3. Swiecznik

po małym wypadku przy pracy, kiedy udało mi się bez dymu, ognia itp opalić kawałek drewnianej deseczki, zainwestowałam 1,50 zł w świecznik.
ppodoba mi się ta szachownica, a wieczorem daje śliczną czerwoną poświatę




4. piórko - długopis

ot moja duperelka - nie mogłam się powstrzymać, żeby o tym nie wspomnieć :)
tak...a jeszcze kiedyś do tego stosik malutkich piórek...
tia...Gandzia by mnie chyba ciężko pobiła, gdyby przyszło sprzątać pierze walające się po pokoju!








5. inne gadżety (...dalej, dalej gadżety Gadżeta ;])

czyli co poupinać na ścianach, żeby pusto nie było - suszonki, nieaktualne kalendarze, niepasujące plakaty, etc etc..
obok "Gothic Angel by Luis Royo" - rysunkowy kalendarz Pana Vargo i różyczka.


6. kobieca butelka

kalendarz z facetami jest,ale i akcent damski - pobłyskuje sobie na lodówce


7. magnesy na lodówce

spełnienie moich marzeń z dzieciństwa - magnesiki na lodówce - co jakiś czas zmienia się obrazek z nich układany, a pod nimi grzęzną stosiki papierków reklamowych z pizzerii


8. kolorowe biurko

chyba kiedyś o nim wspomniałam...portret psychologiczny osoby na podstawie rzeczy tam pozostawionych...powodzenia ;]
seryjny morderca posługujący sio sprzętem biurowym
sekretarka psychopatka...?

9. obraz tworzony metodą Linijki, nie docenionej wciąż autorki, Dżastiny...
ale to opowiastka na osobny rozdział biedronko-wieści

10. zasłony...

tak, nie ukrywajmy - mamy na prawdę fajne zasłony ;]

piątek, 4 września 2009

Mr Ichikawa - who're You?

Właśnie zajrzałam na stronę analityczną z Biedronkowa i tak mi się rzuciło w oczy małe, państewko na dalekim wschodzie zwane Japonią.
I ktoś mniej lub bardziej znany stamtąd do nas się przebijający dość regularnie...
Ciekawe kto zacz?

___

poza tym dzień rześki, chłodniejszy od dusznego wczoraj. mieszkanie niemal opustoszałe poza jednym czarnym istnieniem plątającym się od kuchni do papierów i na odwrót.
hmm...
ciekawe co tam na froncie u reszty.
Editt walczy dzielnie z kilkulatkami, a reszta w swoim błogostanie cieszy się trzecią częścią wakacji...taaa...
to co kocurki lubią najbardziej!
niemniej jednak...moze jakiś znak życia?

___

ogłoszenia duszpasterskie:
II połowa września = kładzenie paneli w pokoikach,
Gandziu z największym namaszczeniem pozwolę sobie spakować Twoje książeczki z półki do pudełeczka, by nieskazitelnie dotrwały października :)

środa, 2 września 2009

We're BACK!

Czyli my som tu se znowu i znów będizem się przypominać.
Monik z kampanią wrześniową.
Edith - praca.
Reszta w trakcie odpoczynku, ale zapewne też o nas mysli czasem, więc na dobry początek..
Dzień dobry :-)
Kawa się należy!

ponadto:
mamy nowe plastikowe miseczki do jedzenia, nowego chłopa na ścianie ( ..." mam Matejkę na ścianie" wciąż mnie bawi)
dodatkowo podwyższono nieco bramkę wejściową do bloku, a przed wjazdem między bloki ustawiają bramę główną wjazdową, w kolorze miętowym ( kto do jasnej Anielki wymysla nazwy kolorów..."uśmiechnięty banan", "zapach lawendy"...skąd my to znamy?).

Igor chwilowo na emigracji zastąpiony przez maleńkiego przedstawiciela swojego gatunku, ale wróci na czas.

acha, no i mamy nowy wzorek z magnesików na lodówce, ale o tym innym razem :)

Drogie lokatorki na emigracji, z utęsknieniem wyczekujemy Waszego powrotu ^_^

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Friends from...

Przeglądałam ostatnio stronkę z lokalizacjami osób, które sobie zahaczyły o tą stronkę..kilka wprawiło mnie co najmniej w osłupienie.
a to, że odiwedziny z niektórych abstrakcyjnych dość jak dla nas krain powtarzały się regularnie...wow..
wiem, serwerki zagraniczne itp itd, ale cóż..

napka wygląda uroczo.

a skąd to skąd to i kto to, nas nawiedzał? rade byłybyśmy wiedzieć..
niektórych krain wschodnich wszak jednak można się domyślać ;P



Ichikawa - Japan
Islamabad
Barueri
Pelotas - Brazil
Gorlice
Kraków
Warszawa
Katowice
Ostrowiec
Gdańsk
Poznań
Gliwice
Włodawa
Nowy Sącz
Myszków
Tarnobrzeg
Brzesko
Rzeszów

niedziela, 5 lipca 2009

Licencjatka :-)

Krótko i na temat - pierwszy mieszkaniec naszej przytulnej chatynki chodzi po świecie z tytułem naukowym :)
Tegoż oto wielkiego dnia, Editt z gracją motyla i wdziękiem geparda robiącego rekord na 100m sprintem pokonała całą komicję przedkładając swoją pracę z pedagogiki i broniąc jej zaciekle i zajadle z efektem bardzo dobrym.

Ech, ach, och - tylko westchnąć nad losem tych, którzy to dopiero przed sobą mają i pomęczą się jeszcze kilka lat nad swoimi dyplomami.

zaś Editt..?

cóż rzec, zaczyna wakacje, ma swpokojną głowę - żadnych obowiązków, konieczności, przymusów, PAPIERÓW, niedospanych poranków, zarwanych nocy, lektoratów francuskiego, egzaminów, bieganin, wpisów, poszukiwań bezskutecznych wykładowcó, niespodziewanych odwołań zajęć...NIC!
chill out totalny...

i nie mam niestety królestwa, które mogłabym zaproponować jej w zakmian za podobna sytuację, ale co tam. przeciez nie zostanę wiecznym studentem i kiedyś to się skończy. w końcu w sposobów opuszczenia uczelni jest wiele...fakt, niekoniecznie jest to wyjście w uniesioną głową przez frontowe drzwi uczelni, ale w sumie skutek podobny...

tia...i jeśli ktoś uwierzył w to, że chwilowy spadek ambicji jest w stanie kogokolwiek z naszego mieszkanka skłonić do opuszczenia uczelni na własne życzenie, jest w głębokim błędzie. otóż kobiety z tutejszego plemienia już nie takie przeszkody potrafiły pokonać i zamierzają walczyć do samego końca.

oł jes..

no to co, kawa?
tak, za zdrowie Editt, jej powodzenie w poszukiwaniu pracy i studiów magisterskich!
gulp!

niedziela, 28 czerwca 2009

Jeśli masz ochotę dziś na wieprzowiny kęs..

Jeśli masz ochotę dziś na wieprzowiny kęs
zjedz mojego kumpla, bo nie znajdziesz lepszych mięs.
Od ohydy stroń. Wtop sie w schabu woń.
Więc nie czekaj. Do kolejki goooooń.
Ugryź kszynkę jap jap
tłustej szynki jap jap jap
ale prosię jap jap
ma cię bracie w nosie ma cię


...zacne pokolenie wychowane na pierwszej części Króla Lwa...
acho och...prawda?
takich to już panie teraz nie produkują...
w ramach melancholijnych wspomnień i odprężania się w czasie różnych gimnastyk neuronowych, maleńki, ale jak uroczy utwór :)

Hula!

sobota, 27 czerwca 2009

Bye, bye Beautiful

Dzisiaj wyjechała Justynka.
Teraz będzie ciut więcej luzu, w przyszłości jednak terror niemalże związany z poszukiwaniem nowej Współlokatorki...
z kim to tu teraz będzie można się kawki napić?
ehh...
tak się nagle zrobiło wszystkiego dużo, bo wieeeele pakunków na wierzchu, a potem w jednej chwili puściutko.
jakaś taka melancholia przemijania, że nawet deszcze zaczął padać.

Teraz Dżastinka powracać będzie na pojedyncze dzionki w tygodniach przyszłego semestru, by dokończyć sobie zajęcia i odwiedzać oOo. Mareczka w celu konsultacji magisterskich.
jak to te dzieciaczki szybko dorastają ;)

no cóż.

będzie wracać, z resztą...nie pozwolimy o sobie zapomnieć ;D

^^

piątek, 26 czerwca 2009

Freedom. Czyli wolna chata

no bywa, że jednak pośródł tłum samotnym się jest.

- ach te piski radości, gdy przedostatnia osóbka wychodzi - wyjeżdzą czy co tam

nieważne ;]

nie jest to jednak oczywiście oznara radości "bo ja Was nie lubie i samej mi dobrze", ale taka zaszłość z dzieciństwa, kiedy to rodzice pierwszy raz odpowiedzialne kilkuletnie dziecko decydują pozostawić na kilka godzin w samotności...

to taki troszkę prequel do małego planu na przyszłość, ale póki co Ciiiiichutko ;-)

chwilowo cieszymy się głośną muzyką, kadzidełkowaniem mieszkania i podobnymi małymi przyjemnościami, które mogą jednak być uciążliwie przy stadku Radosnych Osób dookoła.

spokojne, długie samotne wieczorki przy świecach i herbatce.
tak - strzępki tego, o czym każda marzy na daleką przyszłość - spokój...cisza...przerywana pojedynczymi akordami gitar elektrycznych z komputera.

klik, klik, klik...

czwartek, 25 czerwca 2009

USAńczycy ujęcie ostatnie

powrót z Pragi noca, "rano wstaną i pojada"...a w międzyczasie zabiorą kolekcję butelek z serii Beer Tour, jakie Rob sobie urzadził, znów wywleką wszystko na wierzch i skorzystają z czego tylko będzie pod ich ręką.
no tak.. rano...czyli do południa mamy pokój zmaknięty, a do kompletu jeszcze kilka egzaminów ;]




Podziękowania...Sprzątanie i ostatnie zamknięcie drzwi za kolegami.

Bye,bye..

And we hope... czy jak to mówili współpacjenci w czasie pożegnania House'a w szpitalu psychiatrycznym?

niedziela, 21 czerwca 2009

Lenny oh Lenny!

Bywają nas tłumy na mieszkanku...
i cóż, trudno się dziwic - mieć bazę wypadowo w Krakowie, to jest jednak COŚ!
i to nie tylko z okazji sylwestra blisko rynku głównego, ale i z okazji imprez jak ta własnie.
Pierwszy koncert Lennego spowodował, że w zamiarze, miało się na naszych małych metrach kwadratowych zjawić nawet 11 osób.
Liczba ta nieco stopniała i -naścioro było nas tylko chwilkę, ale 9 sztuk, to też tłum, prawda?
Generalnie warunki obozowe, ale bez większych problemów, tymbardziej, że sprowadzić miało się to wszystko do wspólnej eskapady wieczorem na rzeczony koncert, a tam...

MASA.

tak, to nie ludzie, to masa i wieeeele wspaniałych wspomnień, tych, którzy tam poszli...niektóre kujony stwierdziły, że mają sesję i się uczą ( Gandzia, a co nam tam! i tak jesteśmy the best! ;))

a reszta słuchała i budowała mosty miłości nad Wisłą i patrzyła...wypatrywała Bohatera głównego...dopatrzeć się nie mogła ;]

well....I am here...You are there...

nic oddać nic ująć

Let's make a photo!

oto i co dotarło na mieszkanie wraz z kilkoma Stworkami umoczonymi błotem po pachy :)

fotoreportaż z koncertu Lennego Kravitza - Kraków 2009 made by Sławek :)

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Dzień truskawkowy

Gorący czerwcowy dzionek...
Powietrze unosi się swobodnie dookoła, a my pośród litrów wypijanej mineralnej marzymy o jednym...niech tylko nauka się już skończy, będzie można zakosztować słodyczy wakacji...

ale skoro na to szans póki co nie ma, trzeba szukać innych słodyczy..

niech-li będą truskawki!

cudowności.

Rynek na Kleparzu to zaiste jedno z najwspanialszych miejsc w Krakowie, bo poza cenami dostępnymi nawet dla tradycyjnego studenta, same warzywka i owoce, są znakomite...

truskawczki... 4zł/kg
a smak - niezapomniany.
zapach...oj, pachną wakacjami (i kilkoma toksycznymi substancjami, ale kto by się tym akurat teraz przejmował?!)
i tak oto cały dzień podgryza się te czerwone maleństwa (a lśnią, kierby je lakierem do włosów spryskał) tęskniąc do tego, że to niedługo będzie można o poranku wstać (bladym świtem, koło południa), wyjść na bosaka ze swojego domeczku i zerwać podobne tym, truskaweczki w przydomowym ogródku.

bęc - uderzenie obuchem, który przywraca trzeźwość umysłu - najpierw studia, potem przyjemności...no tak...

aż się łezka w oku kręci. ;)

niedziela, 14 czerwca 2009

Zagramy w Rammsteina? w Raymana?

Depresja nad książkami się pogłębia.
Desperacko poszukujemy alternatywy ...jest!
Rayman 2 ;]

po jednym levelu i byle do przodu...genialna gra, a ile my jesteśmy w stanie temu czasu poświęcić...naturalnie po to, by uratować świat przez Zuym Brzytwobrodym ^_^

plansze z lataniem na miniśmigiełku - super rewelacja

ooo, no i oczywiście jeszcze plan minimum - zdobyć wszystkie Lumsy i Skrzynki...

a więc szybko - do nauki...ale kto by się uczył non stop!

Rammsteina, Raymana...tak, Monik i jej plan wyjazdu na koncert przebija się między tym wszystkim
ale cóż

pomysły LiveNation na zakup biletów jedynie dla osób dysponujących kartą kredytową pozostawił jedynie możliwość o koncercie marzenia..

a Marzenia już tłucze ostatnią planszę - poczekaj na mnie!!!!

...tak...czyli ogólnie rzecz biorąc - sesja, rzecz poważna..

piątek, 12 czerwca 2009

The Nutcracker

Pierwszy wieczór długiego weekendu - owoce, prażynki, piwko.
Trzy dziewczynki ( w nadziei na to, że sąsiedzi też wylegną na zewnątrz i może nawet jakąś dorzeczną muzykę włączą) siadły sobie na balkoniku,by się zrelaksować po pierwszej części egzaminów.
Baaardzo fajna sprawa- ploteczki, pomysły na egzaminy, na dalszą przyszłość, bla bla bla.
Justin o remoncie, Gandzia o rozmachu licencjatu, Monik o tym i o tamtym.
Babska posiadówka.
Pstrin, pstring - nasionka arbuza kolejno lądowały na trawniku poniżej.
Chrupki wdzięcznie się kruszyły, podczas gdy pan sąsiad od Blondi - najwidocznie imprezka imieninowa udana - zażywał świeżego powietrza Krakowa (oksymoron).

Wieczór kolejny - jak na złość dzień wczesniej sąsiedzi na dole siedzieli cicho. Oni wypadają z imprezką wałkując non t- stop te same kawałki.
No lipa generalna i ogólna, szczególnie w momencie, gdy chłopcy nastawieni na grillowanie zaczęli topić jakieś plastiki w ogniu. Smród kiła i mogiła...smacznych kiełbasek życzymy swoją drogą ;/
No ale co tam - godzina 22.00 sił już na nic. No to obejrzyjmy jakiś filmik...Bajkę...Bajuszkę...
Anastazja, czy Mała syrenka?
Po początku Anastazji motyw muzyczny z dziadka do orzechów zdominował rozmowę. Film zatrzymano i szybko na Youtube.com wygrzebałyśmy dziesięcioczęściową wersję bajki z dziecińswa.
The Prince Nutcracker and the mouse king - 1990.
Mniam.
Kiedyś to robili dobre bajki. a potem to już zalew anime japońskich, po czym wszystko zaczęło walczyć i scierać się ze wszystkim gubiąc zupełnie sens.
Ach och...takie to górnolotne i egzystencjonalne.
Ale sam Dziadek do orzechów. Ciudo.
Dobrze sobie tak czasem wygrzebać gdzieć z otchłani Internetu jedną sensowną rzecz, która w taki sposób może przywołać wspomnienia.
Jak to się siedziało pod stołem, jak to się człek bał myszy i jak sie łezka w oku kręciła...

wtorek, 9 czerwca 2009

Whose milk is it anyway?

Dzień sprzątania.
Dzień jak co tydzień.
Sprzątanie, podobnie.
Tylko akurat tak jakoś w lodówce miejsca coraz mniej, bo oto na każdej półce nabiał.
I to jakoś taki, który tak stoi, stoi uśmiecha się, a wierzchem niedługo zaczną mu chyba rosnąć włosy, po czym dostanie nóg i ucieknie.

Czyje to mleko?
Maślanka?


Niczyje.
Kontrol zapachowy - test zakończony pomyślnie - Zero zgonów.
Pachnie tak jak wygląda...


Zdjęcie poglądowe, przedśmiertne, czyli przed wyjściem na śmieci.
a profilaktycznie, co by kryptoreklamy nie było, wiadomo...

Motto na dziś: Uciekaj z tym mlekiem, nim ucieknie samo.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Gromowładne tłumaczenia

Zadania Gandzi - kreatywne tłumaczenie...
Efekt całego dnia szukania synonimów i najbardziej obrazowych możliwości przekazania treści...czyż ONA nie będzie doskonałym tłumaczem?

Szczęśliwego Nowego Podróżowania!

Za każdym razem to całe podróżowanie wydaje się coraz bardziej skomplikowane.
Być może nie tak daleki jest ten dzień w którym, obowiązkowo, będziemy musieli przejść przez wrota bezpieczeństwa na lotnisku… jak nas Bozia stworzyła. „Co ma Pan tam pod spodem?”. „Włosy pod pachami”. „Proszę ukazać je na światło dzienne, jak również pozostałą część owłosienia”. „Jeśli Pan sobie życzy, ogolę je”. „Jeśli Pan to zrobi, trzeba będzie nadać je na bagaż. A Pański samolot odlatuje za 5 minut”.
Powinniśmy śmiać się…Chociażby dlatego że nowe przepisy bezpieczeństwa są nie tyle upokarzające, co kompletnie idiotyczne.
To okropne, ta cała histeria rządzących chcących ratować nasze życia, ciała, dusze, po sterroryzowaniu nas swoim własnym przerażeniem. Dlatego też skazują nas na przejście przez tysiące piekieł, po wcześniejszym incydencie ze stewardessą w roli głównej, która z miną rozjuszonej, szarżującej wiewiórki o gromowładnym spojrzeniu proponuje wetknięcie szacownego bagażu w miejscu najmniej inwazyjnym.
Natomiast wątpliwego pochodzenia przesuszona kanapka z mielonką, chłopie, musi być opłacona z góry.
Być może powinniśmy postępować według rad św. Idziego i nie przemieszczać się w tak niespokojnych czasach. Ale do cholery, musimy podróżować. Nie chcemy, ani nie powinniśmy, rezygnować z przyjemności która pociąga za sobą niemalże sprośny tor przeszkód, a wszystko po to żeby przedostać się do samolotu – poznać inne kraje, inne kultury, inne nacje. Szczęśliwego Nowego Roku Podróżowania. Można przytoczyć tu fragment wiersza pewnego hiszpańskiego poety i rzec: "na pokład wkroczę dzierżąc ubytek tak ubogi, że będę niemal nagi, jak toni morskiej dzieci."


ojjj będzie..Godlike IMO.

niedziela, 7 czerwca 2009

Parada Smoków 2009

Grzeczne dzieci kładą się spać po dobranocce, a jeśli ta zaczyna się o 21.45, to sen zacząć musi się dopiero po północy.
Ale warto było - krótka obrazowo dźwiękowa relacja:












..tak tak Dżastin, było...no jak zwykle było beznadziejnie ;)

sobota, 6 czerwca 2009

Globalne ocieplenie?

Jasne...początek czerwca, a na zewnątrz nie da się wyjść bez wierzchniego okrycia i bez parasolki.
Freud powiedziałby pewnie, że to właśnie oznaka globalnego ocieplenia - anomalia pogodowa, ale o ile pamiętam, Freud jakoś proekologicznie się nie wypowiadał, więc zostawmy go w spokoju.
W każdym razie, jak każdy widzi, na zewnątrz pogoda specjalnie nie zachęca do płaszczenia się w światełku, ani do choćby nauki na balkonie w świeżo zatrutym spalinami krakowskim powietrzu.
whatever.
Pojawia się w związku z tym zgrabna kolejna odpowiedź dla ludzików co to plączą się po rynku i próbują nas informować o Apokalipsie, którą sami sobie zgotujemy, jeśli nie zaczniemy dotować Greepisików wiszących na drzewach tu i ówdzie:

versja pierwsza:
- Czesc, słyszałeś o Greenpeace?
- a słyszałeś o szatanie?
- ee...nie słyszałeś o Greenpeace?
(sprawdzone- działa)

-Cześć, słyszałeś o Greenpeace?
-...a słyszałeś o globalnym ociepleniu ( działa, jeśli wypowiedziane jest właśnie w takie piękne czerwcowe popołudnie, gdy dotknięciem dłoni jesteś w stanie zamrażać tubylców- taki ziąb)

-Cześć, słyszałeś o Greenpeace?
-Ile Ci płacą za godzinę?
(płacą więcej, niż miesięczna wpłata, jaką Greenpisie próbują użebrać na studentach i innych)


-

piątek, 5 czerwca 2009

Hello Kitty




Takie to fajne Stworzonka się porobiły na wiosnę w Zaprzyjaźnionej wiosce.
Ot, wizerunek spokoju i bezpieczeństwa.
Jakie to szczęśliwe stworzenia na tym świecie mogą się pojawiać, tak dla równowagi...

Do kompletu jeszcze tylko Edytka - Siedzi to spokojnie, gotuje wymyślnie, spaceruje i czyta książki...Student przed obrona pracy licencjackiej...
Błogostan pełen niemalże...jeszcze tylko, żeby temperatura podskoczyła.

Trzeba się tylko pilnować, żeby przypadkiem z rozpędu nie zapytać Jej , kiedy egzamin, albo o której jutro wstaje, bo niestety można się bardzo łatwo samemu wpędzić w takie mało dyskomfortowe uczucie zazdrości...

Ale spokojnie, my już niedługo też tak będziemy się relaksować...

Ostatnie trzy tygodnie i kwartał wakacji - jednak zycie studenckie potrafi mile zaskakiwać :D

czwartek, 4 czerwca 2009

Ramalama, bang, bang...

W czasie sesji mózg zaczyna swędzieć.
Co wtedy robić?
Anu jak mówią "amerykańscy naukowcy" (nawet gdyby byli rodzimi, to wiadomo- amerykańscy naukowcy i tak wymyślą wszystko wcześniej,albo z pomocą naszych i ostatecznie i tak całość gremium taka się zaoceanowa robi...)- słuchać muzyki trzeba.
Przyczepiają nam się czasami do głów różne kawałki i tak oto cały dzień się chodzi i coś mruczy pod nosem świadomie, lub niecałkiem ( Dżastin mówi, że jak z jej studiów wynika, jest to objaw schizofrenii- ale co tam, zdiagnozowała u nas już wcześniej kilka różnych dziwactw, więc i tym się nie przejmujemy, ale z pokorą przyjmujemy - swoją drogą, nie ma to jak mieszkać z pedagogiem resocjalizacji. Doprawdy, sam nie wiesz, w którym momencie przeprowadzane na Tobie są badania naukowe...a potem się człowiek dowiaduje...)

no whatever.
Lista piosenek, które obecnie królują na naszej liście przebojów, czyli jakie piosenki mutujemy, kiedy się nie uczymy i czego teksty zmieniamy tak, żeby było śmiesznie...

Namber One ( kolejność najzupełniej przypadkowa)

Ramalama...takie to niewinne, rytmiczne i skoczne - aż spężyny w łóżkach chcą wyszkoczyć - jest ok.

Naber Two
Spice Girls - Im You wanna be my lover..!
- tyle wiemy i tyle znamy i tyle tylko nucimy zaglądając do opakowania z filetami drobiowymi w lodówce...

Namber Three - wspomniane już kiedyś
I'm SO EMO!
...lins, zwei, links, zwei...marszowym krokiem na uczelnię - i w sam raz do kroku marszowego cicho ale stanowczo szeptane I'm (krok) So(krok) dark (krok, krok, I'm (krok) so (krok), EMO! (krok, krok, obejrzenie się za siebie, kto za plecami hihotać zaczyna)

środa, 3 czerwca 2009

ObSession

Sesjobsesja.
To stało się tak nagle...tu wizyty, tu mieszkaniowe rutynowa zajęcia a nagle porobiły się wpisy, nie wiadomo skąd pierwsze egzaminy zdane za nami. Co jest?!
Sesja żeby się skończyła, musiała się jakoś zacząć - wiadomo, na dobry początek kolokwium, dwa lub więcej, a potem ani się człowiek nie obejrzy, jak zaczyna siedzieć po nocach dopieszczając wiedzę.
Absurd na skalę międzynarodową - miast sie wyspać i wypięknić jak na młodą kobietę przystało, my fałdujemy sobie zwoje.
Dostrzeż Pan piękno wewnętrzne...tia...
Muzyka przewodnia na najbliższych kilka godzin - Soundtrack z Gladiatora - podtekst oczywisty.
My name is Maximus...

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Dzień wewnętrznego dzieciaka

Z okazji Dnia Dziecka, składamy sobie najserdeczniejsze życzenia - bycia takimi jak jesteśmy teraz - cudownymi, nieokrzesanymi zawsze młodymi, pięknymi Istotami ( zawsze znajdzie się ktoś od nas starszy ;]), co to je można Kochać, lub Nienawidzić, ale nie da się Ignorować.
Nasz zdrowie: i tych wewnętrznych dzieciaków, które się nie dadzą już chyba nigdy wyplenić. I całe szczęście.



Jak nas już studia do końca nie popsują, to innym siłom nieczystym się nie damy.

niedziela, 31 maja 2009

Ślimaczki

Lato w pełni się zbliża - czyli deszcz leje dzień i noc, a wszystko co było brudne spływa po Krakówku.
Wyłażą ślimaki.
Są jednak na swój sposób sympatyczne - o ile nie próbuję się wprasować w szczeliny między kostka brukową, albo ktoś właśnie im w tym nie pomaga, nieświadomy nawet swej roli.
Mają muszelki, a poruszają się szybciej, niż można by pomyśleć ( dopełzają swobodnie na górę wzniesienia, a w dół, to już razem ze strumykiem wody - łiiiii!)
Swoją drogą, po bliższym przyjrzeniu się - te małe mają dyndadełka z oczami równie długie jak te dorosłe cudaki.
To wystarczyło, żeby stworzyć tutaj dla nich kącik wspomnień ślimaczkowo - deszczowych...


środa, 27 maja 2009

Przerwa w meczu...i już po...

Wieczorek meczowy się zdaża raz na jakiś cza.
Byłoby czesciej, gdyby nie:
- M jak Myłość
- dostepność kanałów w zakresie : TVP, TVP2, TVN, Polsat.
- czasu więcej
- więcej czasu...

ale nieważne!
Jacuś Gmoch wychodzi i kreśli swoje dziwne kreseczki ta ta...hahaha, ta ta ta...coś tam coś tam.
I dalej nie wiadomo, dlaczego Ci dobrzy przegrywają.
Ci dobrzy...bo ja mam klawiaturę to dobrymi będzie Manchester.
Gandzie solidarnie za Hiszpanami, Barca, Barca....
Ale to Manchester jest wspaniały i niedościgniony ( Christiano Ty z łopatą na boisko, dołek wykopać, wejść do środka...)..poza małymi wyjątkami jest jednak cudowny.
Ale przegrywa i oj oj...

_______45 min. później______

Manchester jest najprzewspanialszy...mimo iż dziś przewalił....ale jakoś tak...i komentatorzy dziwnie sympatyzując niejako odrobinę z nimi...
tylko dziwna rzecz - polska piłka nożna żyje cały czas duchem meczu na Wembley - ach, bo Polak potrafi...a tu już prawie pół wieku i teraz już tylko piłka się nie zmieniła, bo "zawodowcy" to przed meczem po pierwsze dbają o depilacje nóg ( a kusz z metroseksualizmem ;/).
Manchester żyje legendą tworzoną na bieżąco - każdy mecz jest wielki. Ale też mają coś takiego, do czego teraz wszyscy będą ich chcieli porównywać - rok 1999 i Champions League.
Trudno...no dziś Manchester przewalił...ale w nich wierzy się do końca, tak tak...bo Państwo wiedzą, jak oni w ostatniej minucie dogrywki potrafią strzelić dwa gole?!
...Wielki Finał z Bayernem...
...i choć przegrali będą wygranymi, jeszcze nie raz...

no dobra, dobra...specjalnie dla Gandziuni:

Viva Barca (...już za rok ManUnt...)

Kwiatki z notatek

Znów zaczyna się wertowanie kartek spisanych i zbazgranych przez ostatnich kilka miesięcy, więc i kolejne cuda, jakie udało się powypisywać wypływają na wierzch...

- (historia) Filip II kochał przyrodę, zwierzątka, a także na nie polowania.
- lubił bawić się w wojnę, ale nigdy w żadnej nie brał udziału
- prowadził hulaszczy tryb życia do tego stopnia, że wysyłał nawet kler po domach, by zbierał pieniądze na jego imprezy
- (logika) kiedy skutek wyprzedza przyczynę? gdy chirurg idzie za trumną...
- Maria Amalia de Sayonal...była w Krakowie - było jej ciepło - "soooper"
- i oni się pobrali i ja badałam prosze państwa- dlaczego oni się pobrali...i prosze państwa doszłam do wniosku, że oni się pobrali...bo się kochali! (ton tak odkrywczy,że aż kiszki wywija w pętelkę..)
- pytanie egzaminacyjne (obrazuje wymaganą erudycję oraz ukazuje poziom trudności niektórych zaliczeń...szkoda, że tak marginalną ich część, ale w sumie, dobrze,że choć jeden wykładowca jest taki, co to kłód pod nogi rzucał nie będzie: przedmiot dotykający problematyki praw człowieka w Polsce na świecie:
"Karta Narodów Zjednoczonych
a) zawiera uregulowania dot. pr. człowieka
b) nie zawiera takich uregulowań..."
- "bo ta wiedza to widać, że jest jeszcze taka świeża...taki Groch z Kapustą"...ale przecież groch z kapustą jest doobry...?
-

niedziela, 24 maja 2009

The Lord of The Rings, Cold & Late but Determinated



Kraków. Błonia. II Festiwal Muzyki Filmowej - finał.
Jak to bywa w Krakowie - wszystkie decyzje najlepiej podejmować na bieżąco. Spod stert papierów i nauki około 20.00 pada pytanie. To co z Tym dzisiejszym LOtR em? Idziemy? Idziemy.

Tak, nie mozna było się za długo zastanawiać, bo jeszcze byśmy się rozmyśliły.
I tak to Monik z Gandzią wypełzły z mieszkania na spotkanie przygody. Tłumy szły w jednym kierunku, nie było więc problemu z trafieniem.

Bosko.

Bosko było niemal do samego końca...Czyli do jakiejś godziny 23.40, kiedy to kategorycznie temperatura nie pozwoliła nam na dłuższe narażanie się na niebezpieczeństwo grypy tuż u progu maratonu naukowego.
Ale od początku. Miało się wszystko zacząć kulturalnie o 21.30. Plus minus do północy i gitara gra- wracamy, kąpiemy się, a od rana nauka.
Ale skąd.
Problemy organizatorów spowodowały bezproduktywne oczekiwanie do 22.00 na projekcję....tak, chociaż końcówkę próby usłyszeli wszyscy, którzy punktualnie przybyli.
Z rozlokowaniem się nie było większych problemów ( pomijając fakt, że najlepsze miejscówki darmowe były w sektorze C... WC...

Czekanie, poprawianie sobie humoru lekko pikantnymi rozmowami z panami, którzy w swoich podkocykowych harcach proszeni byli o zrobienie dziury między sobą.
Wiadomo- widoczność.
Tłumy, tłumy...Tłumy przychodzących, ale i tych odchodzących - bo czas gonił.

Kiedy już wszystko się zaczęło, niemal momentalnie zamikli wszyscy - poza lachonami półupalonymi, półspitymi siedzącymi okok - co niestety słychać na filmiku.
I dyrygent. Wspaniały facet, który wyczarowywał cuda zamaszystymi ruchami rąk.

Byłoby tak pięknie, gdyby nie to zimno!!

Skapitulowałyśmy szybko.
Żeby jednak nie odejść z niczym - pamiątkowy krótki filmik, jako mini relacja i motywacja, żeby w przyszłym roku przybyć na wielki finał ponownie, ale już z kocykami, termosikami i czym tam jeszcze.

a potem była jeszcze mała sesja zdjęciowa przy reflektorach dookoła...a w ogóle, pisałyśmy już, że Błonia nocą są piękne i magiczne?
Oj, są...

Za rok, choćby nie wiadomo co się działo- też przyjdziemy!

wtorek, 19 maja 2009

D(r)eszczyk majowy

Jak lunęło, tak w jednej chwili wszyscy pełznący leniwie przez miasto zaczęli biegać. Dziwna rzecz. TAka samo trochę jak na osławionych przejściach na pieszych na alejach - światło zielone jest tak krótkie,że ktokolwiek stoi czekając, aż zmieni się lampka czuje ten dreszcz emocji - kto przebiegnie pierwszy, czy zdążę przed nadjeżdżającym samochodem, budem, autobusem, tramwajem ( czasem i nie zdąży...), ale.
W związku z tym można z pewną dozą nieśmiałości stwierdzic, że Aleje Krakowskie maja właściwości lecznicze - albo - jak to ostatnio popularnie się orzeka o wszystkim - drzemią w nich moce uzdrowicielskie nie z tego świata...może jacyś wyznawcy się znajdą za jakiś czas?
Niewykluczone, ale do rzeczy- dlaczego tak?
Otóż, przejście dla pieszych na alejach to jedyne miejsce, gdzie wszyscy dziadziowie i babcie z oseoporozą, bólami stawów, problemami kardiologicznymi i czymkolwiek innym starość ludzi obracza ( np. wnukami uczepionymi pleców) na tych kilka niesamowitych sekund dostają młodzieńczego zapału, świeżości i mocy, dzięki której przebiegają przez ulicę równie sprawnie, jak studenci i inni. ( nie ma co się okłamywać, Kraków to praktycznie student na studencie i zwiedzający na zwiedzającym, poza tym jest już tzw. "masa"...i masa krytyczna - rowerzyści szacuneczek).
I tak oto cudy się dokonują codziennie, mniej więcej w odstępach kilkuminutowych - może jakaś komisja do spraw nadzwyczajnych to zbada...a komisja lekarska siądzie z drugiej strony i zacznie wyłapywać nieuczciwych rencistów,albo tych, którym to nie wiadomo jakie inwalidzkie cuda się w papierach porpbiły, a jak widać chcieć znaczy móc - uzdrowienie na życzenie- Kraków, Aleje.

a wracając do tego deszczyku majowego i mało składnego tekstu całości...w sumie, to zaczynają się zlewać na nas pojedyncze gorące strumyki potu, który świadczy o nieuchronności tego, co niedługo znów się zacznie - a dopiero przecież była zimowa sesja, a tu już lato...i kiedy mamy niby tęsknić za domem? to i nie tęsknimy.
trudno się mówi. racjonalne myślenie wydaje się mieć przyszłość. Niech tylko racjonalność nie każe nam teraz stwierdzić, że aby przygotować się dobrze do wszystkiego należy rozpocząć kurację kofeinowo-nocną pt. "zakmknięte z powodu sesji"...tia...

ale dobra kawa nie jest zła...idziemy sobie coś miłego zaparzyć.

poniedziałek, 18 maja 2009

Wylinka i po wylinku

...a po wylinku już tylko skorupku więc i zdjęciu.
tylu.



hmm...jakby tak mieć ich więcej - ślicznie wyglądałyby w takich przezroczystych kasetkach przypięte do ściany!
Igor, może wylinka...?

niedziela, 17 maja 2009

Wylinka!!!

Dzień zaczął się jak każdy inny- leniwym wieszaniem odwłoku na suficie faunaboxu i snuciem sieci gdzie popadnie.
Około 13.00 nastąpiła istna orgia wicia sieci, która ułożona na spodzie w formie jedwabnego łoża. Niesamowicie mocne te sieci pająkowe swoją drogą!
Whatever.
Następnie wyszliśmy z pokoju...po powrocie krótkie okrzyki i widok...
pająk wywalił się na plecy, jak w kreskówkach, gdzie umarlaki lądują nogami do góry - wyglądało podobnie, ale głupio tak, gdyby w naturze w momencie śmierci jakaś dziwna konwulsja wywalała pająka w taką pozycję...




Diagnoza była więc jednoznaczna...czyżby wylinka?




mijały godziny...



...i jeszcze chwila...



...ostatnie chwile niecierpliwości i oto jestem - nowy, lepszy Igor - L(evel?) 09? 10? może nie? ktoś ma pomysł?
który by nie był- jest śliczny i rozkoszny, prawda? :D



hmmm, wylinka, to prawie jak urodziny, hmmm...może w prezencie sprawi się nowy domek dla Potwora? niewykluczone...

środa, 13 maja 2009

Różnica kulturowe ;]

Mieszkanie z ludźmi pierwotnie nieznanymi- nie pierwotnymi - powoduje, że w najdziwniejszych sytuacjach zauważa się różnice w postrzeganiu najprzeróżniejszych rzeczy. Klika dziwacznych takich zmian czy to nazwowych, czy zjawiskowych udało nam się wyłuskać w trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy, a zabawy z tym było niejednokrotnie co nie miara!
Po pierwsze jedzonko ...na wschodzie nie mają grysiku...my momy. Dla nich tylko kasza manna, kaszka, kaszka...a niech będzie.

jedzonko i po drugie: kiszka - kaszanka...ok...

i do trójki - też jedzenie - mielone - sznycle.

Ale jedno jest wspólne...wszyscy wychodzimy"na pole"...ooo przepraszam!!
Dżastin mówi "na dwór"...Editt też...
no cóż...
ale piwko lubią wszyscy.
Idziem pić,bo dość nauk na dziś - trzeba się dalej międzykulturowo poznawać i dokształcać
Kultura picia wszak wielki i ważny kawałek dziejów!
^_^

poniedziałek, 11 maja 2009

Burza


Pierwsze majowe deszcze przeciągnęły się nad głowami mocząc je kompletnie. Nic jednak nie jest tak intrygujące, jak ostateczna jasność zachodu Słońca i krzyki piętro niżej jakoby tęcza sobie wypełzła na niebo :)
Pomijając sposób oznajmienia tej radosnej nowiny, sama tęcza- podwójna, okazała się godną obejrzenia.
Śliczności owe uwieczniono na zdjątku.
Wracając jednak jeszcze na chwilę do radosnych Stworzeń "spod nas". Sąsiedzi prze doskonale bawili się w czasie juwenaliów. Najpopularniejsza gra wieczoru - puszczanie zielonych samolocików przez balkon wprost na zabudowanie - zbyt blisko usytuowane - naprzeciw. Rankiem w gorących promieniach porannego słońca, lekko zawilgłe samolociki nadal zdobiły trawnik oraz niemal wszystkie widoczne z naszej perspektywy balkony.
Nie dość na tym, weekend wypadł w sąsiedztwie wybitnie spójnie- bo oczywiście nie ma to jak wspólna impreza na przeciwległych balkonach. a Dżastinko Edittki spokojne Istoty znosić musiały muzykę niekompatybilną z ich częstotliwością fali mózgowych. biedactwa...
W przedziwny sposób, imprezki zapoznawcze przezbalkonowe skończyły się przed głęboką nocą,a Mistrzynie dokończyły kolejne fragmenty swoich dzieł naukowych.
Gjenialnie.
bo burza dziś i komputera włączać nie bardzo, a Internet to już w ogóle ...
ooops!

niedziela, 10 maja 2009

Hybernacja

Sąsiad oparł zadolony stopę na oknie i chwali się płaskostopiem. Krakówek. Biedronki starsze szarpią kolejne kartki, wydzierają sobie książki i tłuką po swoich klawiaturach kolejne wersy tekstu, który potem nazwą licencjatem i pracą magisterską-wiosna mobilizuje niemal całość ... niemal, czyli połowę. Razem z Panią Gandzią z racji świąt uczelnianych i Juwenaliów tydzień prawie przerwy sobie urządziłyśmy i teraz bardzo, ale to bardzo leniwie zaczynamy sobie uświadamiać konieczność egzystencji w naukowym rytmie dnia.
Może i mądre z nas dziewczynki, ale czasem nawet największego pasjonata może zmęczyć uganianie się za motylkami i ma ochotę poleżeć w trawie oglądając chmurki.
Chwilka przy herbacie, kawie i ciastku potrafi jednak bardzo mile podnieść poziom zadowolenia z życia, co ostatecznie skutkuje możliwością przyswojenia nawet najbardziej absurdalnych prawd na temat świata.
pytanie wieczora, jedno z zadań na kolokwium Gandzi: "telewizja to..."?
i głów się kobieto nad spodziewaną odpowiedzią...wszystko zaś nie byłoby o tyle ekscytujące, gdyby odpowiedź na to jedno pytanie nie miała wagi zdania całości materiału...trzymamy kciuki za kreatywność Sprawdzającego ;)
Poza tym cóż...oczekiwanie na ostatni odcinek V serii House'a...i tylko ta cholerna Wiki przypadkiem zdradziła, jak całość się skończy...haluny, haluny...

czwartek, 7 maja 2009

Doom's day






zbiera się na burzę...dosłownie i w przenośni
..czyli tak zwaną sesję...

Dżastin nadal uczy się przeprowadzać relaksacje ( po trzeciej z rzędu jest "zrelaksowana" jak cholera...)
Edith tłucze dalej w klawisze i kończy swój Licencjat - idzie, idzie, dobrze idzie...tylko dlaczego idzie tak powoli...?! ( tu relaksacja też by się przydała)

Gandzia w tempie odrzutowym naumiewa się kolejnych słówek Portugesa ( a potem opowiada nam historyjki o tym, jakie to kurczaki z owocami morza są w Portugalii zabawne)

Monik zaś dławi się ze śmiechu czytają historię III RP...no cóż...Polska Kochana...

relaksacja - z wieczorka, na świeżym powietrzu, kilka głębszych wdechów
( kaszlnięcie - chrzanione pyły wielkiego miasta!) i spojrzenie na horyzont, a tam...




...jak to wszystko szybko się zmienia za oknem...i z sesją musi być tak samo. chwilka zamieszania po czym spokój tak głęboki,że wręcz usypiający. Mniam. Cudna perspektywa!

środa, 6 maja 2009

Ostatnia przerwa

Długi weekend nie powinien pokrywać się z tym naturalnym niejako. ale że już się tak stało- co zrobić? Odpoczywać tym intensywniej!
Grille, spacerki, temperatura odczywalna - około 20 stopni, lekki zimny wiatr, czyli ostatnie - miejmy nadzieję - przejściowe problemy pogodowe.
potem deszcz- upał, deszcz upał - i tak do końca Sesjonów.

Przerwę wykorzystano baaaaardzo porządnie- mieszkanko uszczupliło się o stokrotkę, która przez robaczki musiała zostać posłana w ziemię...gdzie miejmy nadzieję znów odżyje. Na to miejsce przybyli jednak Goście Mieszkaniowi, którzy ubarwili Dżastinie weekend.
Edith imprezowała Bieszczadzko- balowo, Marzenka wytłukła jak zwykle z Siostrą - wszystkich przeciwników w Heroesach i po raz 252. z kolei przeszła całego NeedForSpeed'a. Monik zaś leżał do góry nosem i grzał futerko do Słońca, które ostatecznie zrudziało.

Tyle weekend majowy.
Teraz zaczyna się etap papierowy naszego związku ze studiami, czyli: sterta papierów z prawej, sterta z lewej i dokładamy kolejne ku górze, żeby w ostatnim momencie zdążyć ucies spod zawalających się dwóch wież.
Z impetem ruszaja ostatnie szlify na pierwszym mieszkankowym Licencjacie, podobnie jak piętrzą się książki tonami znoszone z Jagiellonki, a sekt dotyczące.
II-roczniaki na spokojnie przerabiają zaś swoje pamięciówki - zdać, zakuć, zapić, zapomnieć...

Wieczorki zaś...kolejny powiew wiosny przyniówsł na myśl kolejne wspaniałe inicjatywy- może by znów zacząć się gimnastykować wieczorkami...?
Ciekawe ile tym razem dni uda się mobilizować do wysiłku ;P
Liczą się chęci? Szkoda tylko że z myślenia o ćwiczeniach nie rzeźbią się te ciałka kuszące...

Na osłodę - pan rodem z photoschopa zachęcający nas w maju do jedzenia śniadanka: " The Spider - Park".