ostatnio siedziałyśmy sobie nad pradawnym już niemal wydaniem czasopisma Kawaii podśmiechując sobie od czasu do czasu nad tematem tłumaczeń w starych, dobrych odcinkach Sailor Moon...
no cóż, bzdury, bzdureńki, ale ileś można siedzieć i myśleć nad tym, jak i kiedy zdawać egzaminy.
luz jednym słowem.
odpoczynek wszak - też rzecz ważna, o ile nie najważniejsza!
___
poranek dnia sobotniego zaskoczył nas "delikatnym" dyskomfortem związanym z problemami technicznymi, w których solidaryzujemy się z niemal całym Krakowem Północnym...szczęśliwi ech ech Hutnicy ;]
otóż pękła rura ciepłownicza i tak oto na wiele godzin pozbawiono nas cieplutkiem, miłej wody...
siły to raczej nam nie dodało, a życie na jedną krótką chwilę zostało zmrożone ową wiadomością.potem zmrożone zostały ciała, które mimo wszystko jakoś trzeba było sobie spreparować na nadejście nowego Bożego dnia
cóż...reparacja miała potrwać godzin kilka(naście), co też skrupulatnie zostało wykorzystane...
jeszcze ciemnym wieczorkiem sącząca się woda miała temperaturę zbyt ciepłą, by nazwać ją dobrym drinkiem, ale do piwa by się nadała.
z rozkoszą pochyliłam się nad kubeczkiem wypełnionym gorącą herbatą, smakując jej bukiet ( what the f***?!), a przede wszystkim ciesząc się doznaniami cieplnymi z nią związanymi...pomyśleć tylko, że więszkość mieszkaniowych Panienek wyznaje chłodną i poważną wodę mineralną...
pozostaje to w dalszym ciągu poza moimi możliwościami pojmowania rzeczywistości.
Monik.
tymczasem, czekamy nadal...kap, kap...ciepła wodo...juhuuuu...
sobota, 7 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz