czwartek, 7 maja 2009
Doom's day
zbiera się na burzę...dosłownie i w przenośni
..czyli tak zwaną sesję...
Dżastin nadal uczy się przeprowadzać relaksacje ( po trzeciej z rzędu jest "zrelaksowana" jak cholera...)
Edith tłucze dalej w klawisze i kończy swój Licencjat - idzie, idzie, dobrze idzie...tylko dlaczego idzie tak powoli...?! ( tu relaksacja też by się przydała)
Gandzia w tempie odrzutowym naumiewa się kolejnych słówek Portugesa ( a potem opowiada nam historyjki o tym, jakie to kurczaki z owocami morza są w Portugalii zabawne)
Monik zaś dławi się ze śmiechu czytają historię III RP...no cóż...Polska Kochana...
relaksacja - z wieczorka, na świeżym powietrzu, kilka głębszych wdechów
( kaszlnięcie - chrzanione pyły wielkiego miasta!) i spojrzenie na horyzont, a tam...
...jak to wszystko szybko się zmienia za oknem...i z sesją musi być tak samo. chwilka zamieszania po czym spokój tak głęboki,że wręcz usypiający. Mniam. Cudna perspektywa!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz