wtorek, 27 października 2009

Alarm

Mamy alarm. Wszyscy mają.
Nie jest połączony z centralą, ale najwidoczniej dla konstruktorów nie był to wystarczający powód, by go dezaktywować zupełnie.
Tak też mamy malutką bielutką skrzyneczkę, która ma kilka kabelków i malutkie, bielutkie, perfidne drzwiczki, które jak odpadną robią wiele szkody.
nad drzwiami śliczny, cudowny alarm - od strony mieszkania tzw. wyjec, od którego ucieczką jest tylko schronienie się pod stołem w kuchni ( obecnie okupowanym przez dziesiątki słoiczków) - aktualnie niedostępnym miejscem.
tak z ponadto alarm ma kilka uroczych świecących diodek.
świecą się i gasną w różnych sekwencjach wyznaczając swój rewir i odstraszając.
dość uwag dla gości nas wizytujących, aby uważali...

..czasem jednak są plecaki, które są zbyt obszerne, by skutecznie się prześliznąć między framugami drzwi..
i tak też 3 lata temu wypróbowany został alarm.

na zewnątrze pali się ostrzegawcza lampeczka, informująca wszechobecnych sąsiadów, że to właśnie tutaj, pod numejem X5 mieszkają owe sieroty, co alarmu nie upilnowały.

po 5 minutach alarm się wyłącza, a mózg zaczyna drążyć cisza i pytanie...
...dlaczego jeszcze nie postarałyśmy się o kod, by to wyłączyć?!

znieczulica powszechna - nawet jeśli komukolwiek z sąsiadów alarm się włączy, nie reaguje już nikt - tylko przez judasza wyrzucamy oczka, co by sprawdzić "ha, ha, a kto tym razem"?

ostatnio Kaktysu i biedne kwilące do wtóru Kaktusiątko.

tak, z dwojga złego lepiej mieć alarm, niż dziecko - takie to potrafi dźwięki wydawać...i nie ma drzwiczek, co to nimi trzasnąć wystarczy i wyć zaczyna.
bądź mądry, piszta wiersze...
i uważaj na odpadające drzwiczki alarmu.
puff!

Brak komentarzy: