piątek, 12 czerwca 2009

The Nutcracker

Pierwszy wieczór długiego weekendu - owoce, prażynki, piwko.
Trzy dziewczynki ( w nadziei na to, że sąsiedzi też wylegną na zewnątrz i może nawet jakąś dorzeczną muzykę włączą) siadły sobie na balkoniku,by się zrelaksować po pierwszej części egzaminów.
Baaardzo fajna sprawa- ploteczki, pomysły na egzaminy, na dalszą przyszłość, bla bla bla.
Justin o remoncie, Gandzia o rozmachu licencjatu, Monik o tym i o tamtym.
Babska posiadówka.
Pstrin, pstring - nasionka arbuza kolejno lądowały na trawniku poniżej.
Chrupki wdzięcznie się kruszyły, podczas gdy pan sąsiad od Blondi - najwidocznie imprezka imieninowa udana - zażywał świeżego powietrza Krakowa (oksymoron).

Wieczór kolejny - jak na złość dzień wczesniej sąsiedzi na dole siedzieli cicho. Oni wypadają z imprezką wałkując non t- stop te same kawałki.
No lipa generalna i ogólna, szczególnie w momencie, gdy chłopcy nastawieni na grillowanie zaczęli topić jakieś plastiki w ogniu. Smród kiła i mogiła...smacznych kiełbasek życzymy swoją drogą ;/
No ale co tam - godzina 22.00 sił już na nic. No to obejrzyjmy jakiś filmik...Bajkę...Bajuszkę...
Anastazja, czy Mała syrenka?
Po początku Anastazji motyw muzyczny z dziadka do orzechów zdominował rozmowę. Film zatrzymano i szybko na Youtube.com wygrzebałyśmy dziesięcioczęściową wersję bajki z dziecińswa.
The Prince Nutcracker and the mouse king - 1990.
Mniam.
Kiedyś to robili dobre bajki. a potem to już zalew anime japońskich, po czym wszystko zaczęło walczyć i scierać się ze wszystkim gubiąc zupełnie sens.
Ach och...takie to górnolotne i egzystencjonalne.
Ale sam Dziadek do orzechów. Ciudo.
Dobrze sobie tak czasem wygrzebać gdzieć z otchłani Internetu jedną sensowną rzecz, która w taki sposób może przywołać wspomnienia.
Jak to się siedziało pod stołem, jak to się człek bał myszy i jak sie łezka w oku kręciła...

Brak komentarzy: