wtorek, 2 lutego 2010

Usychająca choinka

Panel naprzeciwko niemal się nie zmiana - ot, zaśnieży ich, wiatr zerwie im czasem jakiś kabel, który dynda potem swobodnie tygodniami między och oknami.
Wózek hipermarketowy już nie ozdabia balkonu Spluwaczy, brak też desek biało - czerwonej barwy z jakiejś blokady, barykady, czy jakiego innego pierona.

Teraz nadeszła pora na wystawienie przez Blondi - rodzinę (chociaż męża akurat ma łysego...ale może akurat blondyna?) post bożonarodzeniowego drzewka. Śliczna, żywa choina. Szkoda jej jednak, bo to niestety, żeby jeszcze z korzeniami porządnie je wycinali, ale nie. Mimo zabiegów, drzewko schnie wytrwale.
Śliczne gałązki nabierają pomarańczowego odcieniu. Tak...trupa w mieszkaniu trzymać nie chcą, bo igiełki gubi.

Na razie stoi to biedactwo na widoku i marznie, powiewa sobie jakoś markotnie..
Śniegu na nią troszkę opada...
I po co to było ciąć?

Brak komentarzy: