Dobra, nie można tak...znów się trzeba oderwać od nauki. Murz idzie w zaparte i zapamiętuje Gigabajty informacji, a ja już nie mogę...
no to co?
Kawka, herbatka, mleczko, a w międzyczasie eating - modny ostatnio sposób spędzania wolnego czasu.
Na topie przez ostatnie dni - pierożki z truskawkami najtańszej z marek w okolicy. Coś wspaniałego...czasem w czasie gotowania robi się z nich zupa truskawkowa,ale co tam - jakieś pływające zwłoki zawsze da się wyłowić i zjeść.
Eating jest pożyteczny,przyjemny, chociaż faktycznie kosztowny.
Trudno jednak, nałóg wymaga poświęceń.
Niedługo zaś wypadnie dzień comiesięcznego kebaba dla Monika.
Swoją drogą: pomijając fakt,że sam krakowski kebab ma się zupełnie NIJAK do tego oryginalnego, w którym mięso jest mięsem, a nie kupą warzyw o zapachu kurczaka (sic!), to jeszcze jakiś Gjeniuś zadecydował o nowym nurcie kebabologii pt. "zróbmy to w tortilli"..
Interferencje kulturowe, ok...Ale do jasnej fretki, tchórza, czy jakiego innego zwierza...czasem kuchnia zaczyna być miejscem powielającej się paranoi i psychozy.
Pomijamy oczywiście dania typowo studenckie ;]
Lektura na najbliższe tygodnie wygrzebana z jakiegoś abstrakcyjnego chomika: Wolrd's Students Coockbook. Jammi :)
sobota, 30 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz