Sąsiedzi część kolejna - Kaktusy :)
Kaktusinki to miłe małżeństwo, dziecko i pies Kaktusów.
czemuż Kaktusy?
ponieważ rok wstecz na ich cudownym parkourowym tarasie istniały zasieki w postaci licznych maleńkich doniczek obsadzonymi iglastymi kaktusinkami.
cudniaszczo
Pani kaktus jest zgrabną kobitką, która widocznie dosc zazdrosna o męża baaardzo długo nie odpowiadała na żadne zaczepki z naszej strony pt. "dzien dobry", gdy mijaliśmy się na korytarzu
cóż, ma prawo, w końcu jest już dużą dziewczynką i może decydować o tym komu i czy odpowie...
ale to przeszłość :)
zmieniło się to w tym samym momencie, w którym ostatecznie z obserwacji jasno zaczęło wynikać, że Kaktusowie nie są rodzeństwem ( jak wpierw przypusczano), ale czymś na kształt małżeństwa.
przesłanka?
Pani kaktusowej zrobił się bąbelek na brzuchu, z którego po niecałym roku wyskoczył mały Bąbelek zwany Kaktusiątkiem
ot i tak oto, od kiedy Pani Kaktusowa już niemal pewna swego utwierdziła swój związek zaczęła, jako szczęśliwa mama swojej córki ( bo i dziecko jakoś rosło, rosło, różowiało na twarzy i na ubraniu, więc chyba dziewuszka...) zaczęła się witać z nami w przejściach
tak...co zaś do Pana Kaktusa - miły, młody Pan, lubiący kolorowe eleganckie koszule i wyprowadzanie swojego czarnego, kudłatego psa na spacery na lokalny, khem...skwerek? może duże słowo, ale wiaodmo, jak to w Krakowie problem ze zwierzętami hodowlanymi większymi od kota...
Pan wygląda na około 30 wiosen i przypomina nieco tych wszystkich lansujących się menadżerów muzycznych - ta bródka, ten uśmiech, ta otwartość na ludzi...
dobry sąsiad :-)
zdarzyło się odebrać pocztę jemu należną i w ten oto niesamowity sposób poznałyśmy jego godność...
Tomaszszsz...
nijak to imię ma się do niego, ale cóż.
Kaktus to Kaktus.