piątek, 24 kwietnia 2009

Szybofce

Dzisiaj dzionek smarowania okien wodą i jakimś płynikiem przeczyszczającym. Jan Niezbędny w dłoń i szuru - buru.
Proza życia codziennego, przy najzwyklejszej z wiejskich czynności. Ale mieszkanie na blokach ma swój urok - to odczepianie i wieszanie firanek, zasłon i widok sąsiadów, którzy akurat oparci o barierki palą papierosy podziwiając plecy "małych gospodyń miejskich".
ale, że to syf na syfy się robi na mieście na oknach, na parapetach i wszystkim innym, co z założenia kolorowe szarzeje po czym staje się czarne ( ..."and I want to paint it blaaack...").
No dobrze, kilka gimnastycznych wypadów, upadków i pośliźnięć i okna umyte.
I wszystko byłoby wspaniale ( tak, sąsiedzi także zadowoleni z widowiska), gdyby Kraków nie miał swojego specyficznego sposou traktownia tych, wszystkich, którzy chcą dobrze.
Niedługo potem spadł deszcz- zrobił swoje, a przy okazji przyniósł dziwną żółtą naleciałość na wszystkim, co stało nieosłonięte na dworze.
Pianka ta pochlipuje radośnie i schnie...kolejne zacieki do mycia.
Złośliwość przedmiotów martwych i innych.

Brak komentarzy: