niedziela, 23 maja 2010

III Festiwal Muzyki Filmowej

W zeszłym roku Festiwal nie wypalił...burza, ziąb, do ostatniej chwili niepewność co do samego odbycia się imprezy.
Wytrwałyśmy do połowy "Dwóch wieży", po czym zwinęłyśmy się do mieszkania,bo opóźnienia były nader uciążliwie w perspektywie czekających nas egzaminów.
Postanowiłyśmy wrócić za rok - z biletami.

I warto było, ojjjj warto....

Pogoda wcześniej - trochę pod psem, więc zapobiegawczo przeniesiono imprezę do Hali Lenina na Hucie. Murz z Siostrą i Monik dotarły więc na miejsce (i w tym momencie rozładowały się baterie w naszym malutkim aparacie fotograficznym...Kurczę...

No nic, nie po zdjęcia tam przyjechałyśmy, chociaż wiadomo - mogło być tak fajnie...

Po wystaniu się w kolejce u bram huty, wbiegłyśmy do przodu, zajmując miejsca w pierwszym autobusie wiozącym festiwalowiczów na miejsce. Biegiem - byle na miejsce. Tradycyjna sprzeczka i w końcu zajęłyśmy miejsca w trzecim rzędzie w grupie miejsc B.
Nie było źle.
Parka z przodu zaczęła tradycyjne obściskiwanie się przed filmem, jednak po delikatnej interwencji zapewnili, że "jest szansa, by ich śliczne główki nie stykały się w czasie pokazu" - Binsi - rządzisz ;]

Murz zabrała ze sobą hiszpańską wersję "Hobbita" wydaną przez Minotaura (tak...pamiętam...). Siadła na niej i też całkiem nieźle widziała całość.
Monik - mimo napoleońskiego wzrostu, widział całość całkiem nieźle...a do tego obok dosiadł się bardzo ciekawy Pan...

Aparat fotograficzny składał i rozkładał, zmieniał obiektywy, przesłonki - cuda..i w tym momencie stało się jasne, skąd weźmiemy pamiątkowe fotki ;)
Pan bardzo miło przychylił się do propozycji zrobienia nam kilku pamiątkowych zdjęć. Na tym się jednak nie skończyło.
W połowie pokazu, sam Pan Howard Shore - twórca muzyki z Władcy Pierścieni miał rozdawać autografy.
Cóż, raz się żyje - Monik skradł Hobbita i wraz z Panem Fotografem udał się do namiotu Taurona, spróbować swoich sił.

Niech żyją małe dziewczynki!
Pan Fotograf bawił się przesłonami, a Monik - raz za jedną, raz za drugą reklamą przemknął się do samego przodu kolejki autografowej. Pan ochroniarz spojrzał z góry i bez czekania na innych (nota bene - samych mężczyzn stojących w tłumku obok) rzekł - idziesz następna...

fuck yeah!

ops, przepraszam...

ale generalnie tak - FUCK< YEAH!

i wówczas na mięciutkiej sofie, Pan Shore nakreślił autograf na pierwszej stronie Hobbita. Fakt, to nie podpis Tolkiena, ale gdyby się Facet skusił i do Hobbita muzykę napisał...cool..

ot, jest wspomnienie i pamiątka...
jak na złość Pan Fotograf spaprał bojowe zadanie i zamiast zrobić zdjęcie przy "zdobywaniu" autografu, zmieniał osłonę i szukał baterii, bo druga akurat padła...

cóż, wniosek - sprzęt to nie wszystko.

kilka zdjęć udało się od Niego wyciągnąć dzięki płycie CD przesłanej kilka dni po Festiwalu.

reszta pokazu minęła w rozkosznej atmosferze oglądania po raz setny filmu z genialną muzyką. Pan Shore upodobał sobie miejsce zaraz przed nami, wiec pewnie, gdyby autograf w tłumie nie wypadł najlepiej, była wszelka szansa na kolejny.
nie był już jednak potrzebny.

całość zakończyła się trasą na mieszkanie o 4.00...

było super, ciekawe, co na festiwalu za rok...

środa, 12 maja 2010

Wszystkiego Najlepszego!!!

...z okazji rocznicy przewrotu majowego.

Amen. ;]

wtorek, 11 maja 2010

Komorowski Rene...?



...hmmm...może już nie tak blisko, ale...a niech będzie ;]
niech żyje bogata wyobraźnia ;P

poniedziałek, 10 maja 2010

sobota, 1 maja 2010

Przerwa i kwiatki

i kwiatki ostatnie :

- no proszę panstwa, kto rozmnaża się w taki szybki/niekontrolowany sposób
-...eee..nastolatki (hail to You Murz ;])

- ma to wywołać efekt "WOW"
- ...po polsku: efekt "ja pierdolę"

Z Murzynkowych tłumaczeń:

- "retoryczny pocisk z naszych intelektualnych dział spotkał się z wyraźnym odzewem z drugiego gospodarczego brzegu"

- "liczby krzyczą głośniej niż struny głosowe antyjankizmu kreolskiego"

wtorek, 27 kwietnia 2010

4 Ostatnie

Gotowe na Wszystko vs. Dr House...

Absorbują nasze siły intelektualne 1 raz w tygodniu ;]

Ale wszystko co dobre się kończy - dość strategicznie: 16 i 17 maja...

a potem zabieramy się do nauki w ramach przygotownania do obrony licencjatu.

Połowa mieszkania nie istenieje - wiadomo, że są, tylko dlatego, że rano w pomieszczeniach sanitarnych unosi się ciężki zapach duszących perfum ;/

Cóż.

Gusta i guściki.

A my oczekujemy - 4 ostatnie odcinki kapią jeden w tygodniu...

wtorek, 20 kwietnia 2010

Puchata Bestia

...obudziła nas przed 6. bo musiała się przypomnieć, wyćwierkując, jakiż to piękny dzień...

Kanarek fajna rzecz, ale ani z tego schabowego nie będzie, udka też raczej symboliczne...

A niech ćwierka, byle do piątku - wtedy zostanie wywieziony do docelowej Właścicielki.

Tymczasem słucha Nightwisha i Nicka Cave'a, co by nie było wstydu, że niewyedukowany...

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

piątek, 16 kwietnia 2010

Krakóf?

...czy gdzie tam

spacerkiem przez miasto, tu i tam

murale
napisy
grafiki i graffiti

i ten dziwaczny napis białą kredą nieopodal sklepu zoologicznego

"om mani padme hum" oraz fragment dopisany przez kogosia innego, zaczątek dyskuji Polaków na murze bloku: "a nie hung"?

...1,2,3 wiki patrzy...oto co znaleziono:


"Om mani padme hum – buddyjska, sześciosylabowa mantra bodhisattwy współczucia, Awalokiteśwary. Dalajlama jest uważany za inkarnację Awalokiteśwary, więc mantra ta jest szczególnie często używana przez ludzi mu oddanych.

Mantra ta ma wiele znaczeń - dosłowne tłumaczenie to:

Oddaj cześć klejnotowi w lotosie.

Jedno z bardziej literackich tłumaczeń to:

Bądź pozdrowiony, klejnocie w kwiecie lotosu.

Inne znaczenie to oczyszczenie sześciu sfer egzystencji w cierpieniu.
Sylaba Oczyszcza Sfera samsary
Om dumę / pychę bogowie
Ma zazdrość / żądzę rozrywki zazdrośni bogowie
Ni namiętność / pożądanie ludzie
Pad głupotę / uprzedzenie zwierzęta
Me biedę / posiadanie głodne duchy
Hum agresję / nienawiść piekło"

aha...kolejny kamyczek do ogródka wiedzy.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Cały dzień siąpi

...bo i co innego może robić?

sobota, 10 kwietnia 2010

My home is in your head

chwilka w miejscu.

dawno się nie pisało - Monik jako jedyny z dostępem do odpowiednio szybkiej klawiatury robił praktyki dziennikarskie i czym innym w głowie mu szumiało.
reszta przewalała stosy ważniejszych papierów, jajek, kurczaków i innych.

ale jak już pisze wszędzie, to i tu się zda chwilka.

wiadomo co to najbliższy tydzień.
krótko i poważnie:
mam wrażenie, że polska krew jakaś wyjątkowa jest - chłonie ją Ziemia dziesiątki lat i nie może się nasycić.

żałoba narodowa - ok
ale nastrojowa muzyka może być, Chopin od rana do nocy, ale jakoś tak teraz się przestawiło

no i w kółko - Joseph Arthur - My head is in your head

tak, w głowie długo będą nam mieszkać Ci, których dzisiaj zabrało.

"obyś żył w ciekawych czasach" - no i mamy...

sobota, 3 kwietnia 2010

Pobudka

Skończył się sen zimowy. Koszyczki, jajka nie z tej ziemi, słońce, ciepły wiatr, otwarte okna i początek posiedzeń na balkonie...zaczynamy sezon ^_^

Monik praktykuje pisząc artykuły do gazetki w internecie. Murz kończy zabawę ze swoim magicznym słownikiem zaliczeniowym, reszta - po staremu - pracuje, wraca, pracuje, nie wraca, pracuje, przyjmuje znajomych, pracuje - w tak w koło Macieju.

...a sąsiedzi z naprzeciwka dalej nie usunęli usychającego trupa choinki...pogratulować...

dobra, hurra!!! jedziemy na święta do domu!!!

...będzie dużo dobrego am am ^_^

piątek, 12 marca 2010

Koniec manifestu

Zdjęli napis z ul. Piłsudkiego o Manifeście Sierpniowym. Ot po prostu

radosna, pordzewiała budka na moich oczach była dzisiaj odkręcana. Została brzydka czarna plama na ścianie, którą panowie "fahofcy" szybko zasłonili (czy zafortepianili..?) świeżutką niebieściutką, piłsudczykowską.

fuj! jak mogli?

no i poszło jak było...już mi brakuje tego manifestu sierpniowego :(

środa, 10 marca 2010

Przejściowe trudności

Dziwna rura czasowa zdarzyła się ostatnimi czasy. Koniec sesji, mnogość formalności. Normalne dni pracy dla połowy mieszkanka. Jakoś tak mijał czas i nie było nawet czasu, żeby cokolwiek napisać.

Teraz się zacznie nowy epizod, sezon XY.

W mrozie kilkustopniowym próbujemy wypatrzeć jakiekolwiek oznaki zbliżającej się wiosny ( nawet kiedy oznak brak zupełny, to wiadomo, że człowiekowi mogło się już spadanie liści znudzić i czeka na jakiekolwiek zaskoczenie.

Jak to na wiosnę - porządki - zdechł nam pająk przy próbie wylinki. Wyrzuciłyśmy śmieci i nakrętki z butelek, dzięki którym podobno ktoś dostanie wkrótce wózek inwalidzki.

Dobry uczynek na dzień wczorajszy.

Książki piętrzą się pod sufit w pokoiku małym, zaś w dużym pustki - całość pracuje. Każdy na swój sposób, ale zawsze to coś.

Ciekawostek brak, a czas mija jak głupi - za szybko.
Chociaż nie da się ukryć, że wakacje nieustannie się zbliżają...Ups...a jeszcze nawet wiosny...

Rozkopali połowę ul Długiej, więc o przyjemnej porannej jeździe tramwajem można chwilowo (a i pewnie przez kilka dobrych tygodni) zapomnieć.
Ktoś wyrzucił dwie duże figurki mikołajów na śmietnik, który rośnie na pobliskim skwerku.
Choinka Bożonarodzeniowa u Blondi dalej schnie na widoku.
Czasem słychać dźwięk strzałów z pistoletu, czasem karetkę, ale poza tym cisza - ostatnia taka przed wiosną ;]

piątek, 5 marca 2010

Dead Bodies everywhere

Odkrycie ostatniego czasu - samochód osobowy stojący przez 3 dni przy pobliskim boku, a z tyłu ten sam zmartwiony pasażer...



niedziela, 7 lutego 2010

piątek, 5 lutego 2010

Kradzież domofonu

I znów powstanie sterta policyjnego papieru, którego potem nikt nie czyta, nic się nie znajdzie, przestępstwo ujawnione nie stanie się wykrytym
Ukradli domofon. W sumie pewnie większość mieszkańców stwierdzi,że może to i nawet lepiej, skoro ciągle się psuł?
Pan dzielnicowy zebrał szybciutko ogólny wywiad.
Okazuje się,że kolejna grupka Panów, którzy z poświęceniem i pietyzmem "naprawiali" zbója, postanowiło sobie skorzystać na naprawie i pobrać odpowiednio opłatę w naturze.
Wieczór kabelki smutno zwisały z aparatu marznąc na wietrze.

Jakoś tak bez wniosków na dzisiaj. Chamstwo zwykłe,że nie szanuje się własności.
Ale polotu panom nie brakło, trzeba przyznać...

A policyjne kartoteki pęcznieją, pęcznieją...a drzewa padają...

czwartek, 4 lutego 2010

Co się zmieniło

Na dobrą sprawę, minęła bezpowrotnie połowa naszego etapu nauki...bliżej nam już, niż dalej...
I tak drepcząc ulicami można zauważy parę zmian,na lepsze,na gorsze itd.
Piękny dzień, nastraja do nauki, tymczasem:

- zamknięto sklep z duperelkami za grosze, który stał między dwoma "ciucholandami"
- zamknięto lokal pobliskiego szewca
- zmarł pan prowadzący popularne ksero
- w burdelu mieszczącym się niedaleko nie odmalowano ścian, nad wejściem dalej to samo koślawe serduszko,ale...wstawiono czerwony dywan...
- naprawiono naruszone ogrodzenie w pobliskim skwerku,tak,że już nie ma sobie gdzie posiedzieć w wysokich zielonych trawach myśląc o niebieskich migdałkach
- wydłużono jeden z bloków naprzeciwko, tak,że teraz mamy jeszcze bardziej ograniczone horyzonty,że tak to ujmę...

ot. się pozmianiało...kilka prostych rzeczy,ale tak jakoś do nich się przywykło i w sumie, szkoda...
(nie licząc wspomnianego dywanu, który najzwyczajniej w świecie wystaje ordynarnie na chodnik ;])
...są też jednak jeszcze inne zmiany - około połowa indeksu jest już pełna ślicznych zaliczeń :)
optymizm hula w głowach w najlepsze...hmmm... no to najwyższa już pora przesunąć okienko kalendarza o 1/3 w kierunku jutra...

środa, 3 lutego 2010

W zimie maj

3 luty... wypadan znaleźć jakieś skrawki papieru, które nadają się na kalendarz ścienny. Zeszłoroczny Hortexowy bardzo przypadł nam do gustu - kolorowy, praktyczny, daje radość w postaci możliwości przesuwania czerwonego okienka wprost ku końcowi sesji. Zdarza się nam o 12.00 przesuwać okienko na połowę odległości do nowego dnia, bo wiadomo - tempus fugit, a czas ucieka i trzeba się uczyć ;P

Nie znalazłyśmy żadnego nowego kalendarza godnego naszej uwagi, więc - sprytnie kolekcjonując wydarte karty kalendarza z zeszłego roku, teraz szukamy odpowiednich stron i stosownie doczepiamy zszywaczem do starej podkładki :)

I tak oto w styczniu miałyśmy maj, obecnie króluje czerwiec (z cudownym zeszłorocznym zapiskem : "ivamos a casa!". Teraz to akurat wypadnie już po powrocie na semestr drugi, ale miło będzie powspomiać.

W marcu, jak zerkano, czerwiec pozostanie (cudo ;]) a dalej się zobaczy,

Co do kalendarza z pretensjonalnymi panami w kuchni - lutowy dorobił się słodkiego bikini...sam się prosił.

Wiadomość ze wczoraj: dzień świstaka zakończony sukcesem, Phil zobaczył swój cień...Szczerze powiedziawszy, ciekawe, co oni zrobią, jak im ten Phil zdechnie ;]

Prognoza jednak mamy nadzieję aktualna: za 6tyg koniec zimy! Juhuuuu!!

wtorek, 2 lutego 2010

Usychająca choinka

Panel naprzeciwko niemal się nie zmiana - ot, zaśnieży ich, wiatr zerwie im czasem jakiś kabel, który dynda potem swobodnie tygodniami między och oknami.
Wózek hipermarketowy już nie ozdabia balkonu Spluwaczy, brak też desek biało - czerwonej barwy z jakiejś blokady, barykady, czy jakiego innego pierona.

Teraz nadeszła pora na wystawienie przez Blondi - rodzinę (chociaż męża akurat ma łysego...ale może akurat blondyna?) post bożonarodzeniowego drzewka. Śliczna, żywa choina. Szkoda jej jednak, bo to niestety, żeby jeszcze z korzeniami porządnie je wycinali, ale nie. Mimo zabiegów, drzewko schnie wytrwale.
Śliczne gałązki nabierają pomarańczowego odcieniu. Tak...trupa w mieszkaniu trzymać nie chcą, bo igiełki gubi.

Na razie stoi to biedactwo na widoku i marznie, powiewa sobie jakoś markotnie..
Śniegu na nią troszkę opada...
I po co to było ciąć?

poniedziałek, 1 lutego 2010

Literatura

No proszę...najbliższy niż nazywa się Miriam...póki co jeszcze nic, ale... (dop. z 3.02 - śnieg gęstnieje nam za oknem, wiatr się wzmaga...paskudztwo ta Miriam...ten Miriam? ...ni pies, ni wydra...dokładnie tak jak bohater(la?!) popularnego reality-show...ohyda ;/)

Tymczasem umilamy sobie czas nauką ;]

Murz ma swoje zabawki - literatura hiszpańska, Monik nieco mniej wyrafinowanie - skrypty z internetu...Editt głęboko pogrążona w romansidłach, choć na dobrą sprawę większość dnia spędza wśród gromadki dzieciaków.
reszta mieści się w granicy błędu statystycznego, stąd nie warto o niej wspominać.


(Tymek (Drugi)...Ukraiński świstak daje znać,że wiosna ma przyjść wcześnie, synoptycy mówią coś zupełnie innego....a biedne zwierzątko dalej swoje.)

Kiedyż och kiedyż nadejdą znów owe świetliste chwile, gdy będzie można znów zaczać czytać nie to co "trzeba", a to co się "chce"...
chwilowo zaś dobry brakuje. no cóż. przynajmniej w dupki ciepło w tych swoich czterech ścianach ^_^

sobota, 30 stycznia 2010

Eating

Dobra, nie można tak...znów się trzeba oderwać od nauki. Murz idzie w zaparte i zapamiętuje Gigabajty informacji, a ja już nie mogę...
no to co?
Kawka, herbatka, mleczko, a w międzyczasie eating - modny ostatnio sposób spędzania wolnego czasu.

Na topie przez ostatnie dni - pierożki z truskawkami najtańszej z marek w okolicy. Coś wspaniałego...czasem w czasie gotowania robi się z nich zupa truskawkowa,ale co tam - jakieś pływające zwłoki zawsze da się wyłowić i zjeść.

Eating jest pożyteczny,przyjemny, chociaż faktycznie kosztowny.
Trudno jednak, nałóg wymaga poświęceń.

Niedługo zaś wypadnie dzień comiesięcznego kebaba dla Monika.
Swoją drogą: pomijając fakt,że sam krakowski kebab ma się zupełnie NIJAK do tego oryginalnego, w którym mięso jest mięsem, a nie kupą warzyw o zapachu kurczaka (sic!), to jeszcze jakiś Gjeniuś zadecydował o nowym nurcie kebabologii pt. "zróbmy to w tortilli"..
Interferencje kulturowe, ok...Ale do jasnej fretki, tchórza, czy jakiego innego zwierza...czasem kuchnia zaczyna być miejscem powielającej się paranoi i psychozy.
Pomijamy oczywiście dania typowo studenckie ;]

Lektura na najbliższe tygodnie wygrzebana z jakiegoś abstrakcyjnego chomika: Wolrd's Students Coockbook. Jammi :)

piątek, 29 stycznia 2010

Prokrastynacja

Coś aktualnego, absurdalnie wręcz pasującego...Jakże bliska nam ta filozofia w obecnym brzydkim czasie na "s"...

Fragmenty z Wiki:

"Prokrastynacja lub zwlekanie (z łac. procrastinatio – odroczenie, zwłoka) – w psychologii: patologiczna tendencja do nieustannego przekładania pewnych czynności na później, ujawniającą się w różnych dziedzinach życia.
Bywa nazywana "syndromem studenta".
Prokrastynator ma problemy z zabraniem się do pracy i odkłada jej wykonanie, zwłaszcza wtedy, gdy nie widzi natychmiastowych efektów.
Prokrastynacja najczęściej pozostaje nierozpoznana, a prokrastynatorów uważa się za leni, przypisując im brak siły woli i ambicji. Dopiero niedawno uznano, że faktycznie jest ona zaburzeniem psychologicznym."

"Tendencja ta pojawia się zwykle w latach szkolnych i dotyka w szczególności uczniów zdolnych, dobrze radzących sobie w szkole, których talent jest dostrzegany. W obliczu zadania wymagającego większego wysiłku tracą oni wiarę w siebie, motywację i odczuwają niepokój.
Tak jak większość problemów psychologicznych, prokrastynacja często ma swoje podłoże w domu rodzinnym. Rodzina ukazująca dziecku wizję społeczeństwa jako wyścigu szczurów czy rodzice mający zbyt duże wymagania najczęściej warunkują pojawienie się tego problemu. Często również problem ten pojawia się z powodu niestabilnej sytuacji rodzinnej i ogólnego niedowartościowania danej osoby.

Większość osób dotkniętych prokrastynacją to ofiary perfekcjonizmu. Jako że perfekcję osiąga się zwykle metodą prób i błędów, a perfekcjonista nie dopuszcza myśli o błędach, pogrąża się w tym paradoksie, nie robiąc nic. Tymczasem bycie odwlekaczem nie oznacza nierobienia niczego. Wręcz przeciwnie, osoba taka z zapałem wykonuje inne zajęcia, nie mające związku z problematycznym zadaniem. Na przykład przeszukuje internet, rozpraszając przy tym swoją uwagę zamiast koncentrować ją na zadaniu.
Prokrastynacja może przybierać różne formy, od łagodnych do poważnych i patologicznych. Jeśli dotyczy czynności, których niewykonanie nie pociąga za sobą konsekwencji (zmywanie, wypełnienie deklaracji o dochodach), ułudne poczucie bezpieczeństwa jakie niesie prokrastynacja może ostatecznie być przyczyną innych zmartwień. W poważniejszych przypadkach, pociąga za sobą nawet ryzyko rozwodu, utraty pracy czy wejścia w konflikt z prawem.


Prokrastynacja najczęściej dotyczy:
nauki, a później życia zawodowego
życia codziennego
podejmowania decyzji


Postępowanie prokrastynatora można podzielić na następujące etapy:

Chęć zrobienia czegoś.
Decyzja o zrobieniu tego.
Odkładanie czynności bez poważnego powodu.
Uświadomienie sobie niekorzyści, jakie pociąga za sobą odkładanie.
Kontynuacja odkładania .
Szukanie wymówek bądź odejście od problemu.
Odkładanie.
Wykonanie zadania w czas, bardzo się przy tym stresując lub ukończenie go za późno bądź też nie zrobienie go wcale.
Postanowienie o niepostępowaniu w ten sposób w przyszłości.
Niedługo po tym sytuacja się powtarza."

...

tak to jest...dajcie mi człowieka, a znajdę dla niego chorobę...

czwartek, 28 stycznia 2010

Odwiedziny

Justin postanowiła wrócić do matecznika ;]
Kobietka układa sobie życie w pięknych regionach Beskidu sąsiedzkiego :) wspaniale! Magisterka pisze się niemal sama, Dziewczynka nadal odmawia sobie kariery naukowej, mimo usilnych starań starych uniwersyteckich wyjadaczy. Taki talent, a taki skromny...cóż.

popołudnie spędzone przy zupkach chińskich, kawie i ciachach z dżemem.
Wspaniałości ^_^

Faaajnie tak powspominać, jak to kiedyś było, kiedy sąsiedzka kawka przed 7.00 potrafiła zmazać problemy egzystencjonalne na najbliższych kilka godzin.

A teraz każą nam nagle dorosnąć i zabrać się za żywot. Cóż. Pożałują...
prawda Justin? ^_^

środa, 27 stycznia 2010

Kwiatki z notatek

o problemie akceptowania kolejnych zaleceń UE mimo braku jakiegokolwiek zaplecza w Polsce:
"biegamy nago pod ostrzałem i nie mamy nawet gazety, żeby się osłonić"

zapiski z blatów:
"musk tfuj wruk"

o ustawie:
"to jest nie kończąca się rapsodia o niemożliwości i tym, jak to, co w grzechu poczęte nie będzie mogło nigdy zostać uzdrowione"

o wolności wg. Skrajnej Prawicy:
ich założeniem jest izolacjonizm,czy proszę Państwa: "nawet najczarniejszy Afroamerykanin ma takie same prawa jak ja...ale u Siebie w domu"

niedziela, 24 stycznia 2010

Wyż Teodoryk i Pomelo

Miało być tak pięknie...ale mamy zimę i na razie nic nie wskazuje, że to się zmieni.
Jak to już gdzieś chyba wspominałyśmy, jest tak zimno, że na trasie od Biedronki do mieszkania zupełnie zamarza nadzienie z pączkach.
Strasznośći.

Póki co przerwa śród - egzaminowa pt. uczymy się na kolejne.
Nakupiłyśmy więc sobie jedzenia na tydzień i grzejemy się pod kocykami w delikatnym świetle świeczek. Wspaniale, do najbliższego egzaminu nie trzeba wychodzić.

Chrzaniony "Teodoryk"...imię równie głupawe, jak samo zjawisko w Polsce ;/

Na osłodę mała przyjemność - pomelo rozczłonkowane na drobne.
Wcinamy uzupełniając utracone w czasie przepraw intelektualnych witaminki.

Pyszności! :)

Chyba niedługo to powtórzymy.

wtorek, 12 stycznia 2010

Anna Kwaśnik - przekaż 1% podatku

Ania urodziła się 22 lipca 2008 roku z rozszczepem kręgosłupa (łac. spina bifida) i wodogłowiem. Przeszła juz kilka operacji a przed nia jeszcze wiele ciężkich chwil. Leczenie oraz rehabilitacja Ani wymaga dużych nakładów finansowych. Teraz każdy może pomóc małej Ani wystarczy przekazać 1% podatku. Jeden procent to niewiele ale dla Jej zdrowia i życia liczy się każdy grosz.

1% PODATKU PIT - 37 POZ.124
FUNDACJA DZIECIOM "ZDAŻYĆ Z POMOCA"
UL. ŁOMIAŃSKA 5
01-685 WARSZAWA
POZ.125 KRS 0000037904
POZ. 128 DAROWIZNA NA LECZENIE I REHABILITACJE NA RZECZ ANNA KWASNIK

Ania wraz z rodzicami serdecznie dziękuje wszystkim, którzy przekazali 1% podatku.

http://sites.google.com/site/kwasnikanna/Home

niedziela, 10 stycznia 2010

Nowy Kalendarz 2010

...Przypełzł w szarej wielkiej kopercie, razem z gazetką reklamową podłej jakości...ale jest ;]

Kalendarz z Panami na najbliższych 12 m-cy.
Szybko obejrzany, skrytykowany i już zaczynają wykwitać pierwsze pomysły na poprawienie urody panów wdzięczących się do obiektywu...kolejny rok zabawy...juhuuu!!

Zawiśnie na swoim miejscu nad stolikiem, skąd roztaczając urok (jak nie urok to ...czar, albo przemarsz wojsk radzieckich...) będzie powodował sprzeczne uczucia w naszych małych głowach.

heh, nie ma to jak śniadanko w takim towarzystwie. potem życie zawsze okazuje się być piękne ;P

sobota, 9 stycznia 2010

Okuribito



Sobota obudziła nas dźwiękiem topiącego się śniegu topniejącego na balkonach powyżej.
Jedzonko, kaweczka i w pomarańczowym świetle w ciszy pochyliłyśmy się nad karteczkami...Jak w czytelni UJ przed remontem! uroczo.

jeszcze troszkę wytężonej pracy, a wieczór w nagrodę za dobrze wypełniony obowiązek pozwolimy sobie na chwilę relaksu - pomysł na dziś - obejrzeć "Okuribito"...zapowiada się intrygująco :)

piątek, 8 stycznia 2010

Wieczór naukowy


Zaczyna się. Radośnie, pomalutku, w pierwszych oparach kawy, wzbijamy się wysoko, wysoko, wprost na śliczne chmurki wiedzy, z których tylko krok do zrozumienia problemów świata.
Może tym razem się nam to uda?

Murz, figth!!

czwartek, 7 stycznia 2010

Koffi

Kawa otworzyła mi umysł.

środa, 6 stycznia 2010

Snołing




Bąbelki w wodzie mineralnej. Tak bez kontekstu. To o co nam dzisiaj chodziło, to raczej świadomość, że mamy 6.01...znów nie stałyśmy się multimiliarderkami żadnej loterii, nie wygrałyśmy w Lotka, nie zostałyśmy Misskami żadnych wyborów.

no cóż, chyba jest jednak więcej osób, które podobne nieszczęścia spotykają. Nic to.
wracając jednak do bąbelków w wodzie mineralnej - śnieg pada. i to tak, że hej. Dokładnie zaś tak, że "Hej Jasiek pchaj mocniej to auto, bo się nie wygrzebiemy z tej zaspy"...centrum Krakowa...drogi boczne nieprzejezdne, auteczka boksują, a nauka jazdy odbywa się "bezpiecznie", czyli poniżej prędkości jakiegokolwiek rozsądku.

czasem jakiś fajny mały quad przejedzie po chodniku, ale poza tym, to wszystko...

w końcu kto to widział, żeby tak początkiem stycznia...śnieg...u nas...absurd...

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Przeczucia i ksiądz

...mmmm.... sesja idzie.... po kościach czuję....
a dokładniej to po kalendarzu i tym, że zaczynam mieć o czym tu pisać - mechanizm samoobrony przed papierami...

dzisiaj Pleban ma zamiar się pojawić, ciekawe, czy pobije rekord szybkości z roku wczorajszego ;P

profilaktycznie już wczoraj zdjęłam kalendarz- noworoczny w drodze, a z nim nowe inspiracje...ciudo ;]

____

Po Plebanie:

uwaga 1. - Ksiądz pobił poprzednie dwa rekordy długości posiedzenia - prawie byłam gotowa zaparzyć mu herbatkę, ale do głowy przyszło wiele mądrzejszych myśli

uwaga 2. - czy Wam też zdarza się wyłączyć kilkukrotnie w czasie przemowy Wielebnego podczas wizyty? potakiwanie jest zaś jednym z mechanizmów samoobronnych człowieka wbudowanym głęboko, głęboko w jego podświadomość...oł jessss Marzenko..

uwaga 3. - wychodzi ze mnie pomalutku małe niedobre stworzenie, które jest tak cholernie asertywne, że muzi kilkukrotnie poprzygryzać sobie język, żeby nie powiedzieć czasem wprost, co myslę na dany temat - skoro widzę kogoś raz do roku - niewarto...a nóż widelek się człowiek kiedyś przyda. furtka pozostaje doń zatem otwarta, uff!

uwaga 4. - doskonały pomysł, aby jeden region przypisany był stale do jednego księdza - w końcu w kolędzie chodzi o zacieśnianie więzi, nu nie? ( ...jassssne...ale od studentów łaskawie daniny niech nie oczekują...na piwo by poszli prędzej, hmm?)

uwaga 5. - rada dla księży - jeśli nie wiecie o czym mówić - owszem, możecie patrzeć na szafki, ale nie wyciągajcie pochopnych wniosków nasuwających się najłatwiej. to, że na wierzchu blacha do pieczenia, nie znaczy, że kobiety kultywują tradycję wypiekania chlebów...może po prostu mamy za mało garczków?!!

uwaga 6. - ostatnia...Buehehehehe!!! nie byłaś obecna? - nie będzie obrazka z autografem ;]

uwaga 7. - nie rozumiem zdziwienia ministrantów związanego z brakiem kropidła u studentek

uwaga 8. - ksiądz nie powinien mówić, że za kilka dni idzie "zaliczyć akademiki"

uwaga 9. - ostatnia - po zakończonej Wizycie Duszpasterskiej wyście na zakupy- ostatnie spojrzenie na korytarz z ministrantami i ta niezapomniana mina Shrecka, który łapie się w drzwiach za twarz, która mówi jedno - "zapomniałem!!!"

...zrobiło się wielkie zamieszanie, słychać było klekot przedmiotów zrzucanych na szybko w jedno miejsce w ramach porządków po czym dłuuuuga cisza, którą zagłuszał delikatny szum wody "święconej" płynącej właśnie z kranu wodociągów miejskich...

niedziela, 3 stycznia 2010

Po Bąbelkach

Krótka notatka posylwestrowa...

Co roku, coraz mniej osób bawi się chyba na rynku, albo tłumy zjeżdżają do okolicznych bloków, bo coraz fajniejsze pokazy fajerwerków się z tego robią. Na prawdę, warto wyjś na ostatnie piętro, żeby zerknąć, w lewo, prawo i nad głowę. Wspaniałe

Mgła nieco przeszkadzała, ale to nic.

Bardziej interesujące, wydawało się jednak wyjrzenie za balkon pierwszego stycznia i wypatrywanie w napięciu, co w tym roku pod balkonem sąsiadów, Spluwaczy.

Zabawa widać była elegancka - słynne zdjęcia balkonowe, naturalnie znów się opdbyły, ale i kobiety jakieś ładniejsze ze stada wybrali, sami też w garnitury się wcisnęli ( po Wigiliach - szacuneczek!).
Rano pod wszystkim znów widniała kolorowa plama ;]

ale ale, nie tak szybko - tym razem rewelacje żołądkowe albo nie miały miejsca, albo realizowały się gdzie indziej, w warunkach większej intymności, gdyż pod balkonem, spod morza petów wystawały pojedyncze kolorowe serpentynki posypane maczkiem konfetti.

Sąsiedzi, gratulujemy ;]